Podsumowanie sezonu 2020, piąty (jubileuszowy?) raz subiektywne
22.10.2020r.

Zdjęcie masztu zawsze oznacza, że sezon został zakończony, oraz że zamknęła się tabela pływań.
Po co piszę te podsumowania? Przede wszystkim dla siebie, żeby zebrać uwagi, wnioski, oraz żeby pamiętać.
Sezon opóźniony, sezon bez kilku dużych regat z początku sezonu. Sezon z niejasnymi restrykcjami po przekroczeniu granicy państwa. Ze zmianami w firmach, urlopach. Z restrykcjami w portach (tak w każdym razie można było oczekiwać). Później to wszystko trochę się poprawiło, ale normalnie nie było i dalej nie jest.
Tradycyjnie, na początek tabela pływań.
Wyszło 48 dni pływania i 1096 mil. To naprawdę dużo, zwłaszcza że na początku sezonu całkiem serio rozważałem możliwość, żeby jachtu w ogóle nie wodować. Urlop wykorzystać na cokolwiek innego, np. spływ kajakowy, a korzystając z lata, zrobić wiele zaległych prac, które zimą robi się trudno.
W poprzednim sezonie było założenie, że walczymy cały czas. W tym roku zupełnie odpuściliśmy. Nastawiając się raczej na przyjemność z żeglowania. Pisałem o tym w relacjach z urlopów.
Zwłaszcza w relacji z wypadu na Hel.
W efekcie był to sezon pewnych przewartościowań.
Po pierwsze dlatego, że nie było w ogóle wiadomo co będzie i jak sezon się potoczy.
Po drugie dlatego, że w poprzednim roku wygraliśmy PBP (morski i ogólny), MŻPP, a w PZG zajęliśmy trzecie miejsce. Wszystko w klasyfikacji generalnej, czyli przy dość dużej konkurencji. I co z tego? Zupełnie nic.
Sezon zaczęliśmy od wycieczki na silniku (jeszcze bez masztu) po Wiśle. Potem postawiliśmy maszt z zupełnie nowym takielunkiem. Wszystko pasowało, co przecież nie jest oczywiste. Zrobiliśmy potem rejs taklowniczy po zatoce, przy okazji trafiliśmy na milę pomiarową koło Helu, żeby skalibrować log. Trochę to trwało, ale czasami warto to zrobić.
Potem był Bałtycki Śledz, regaty z pomysłem, zorganizowane spontanicznie, przez żeglarzy dla żeglarzy. To była prawdziwa przyjemność, choć regaty okazały się trudne, nie z powodu złej pogody, ale z powodu przybrzeżnej trasy, słabego wiatru, cisz i częstej mgły. Mieliśmy za to okazję sprawdzić w praktyce nasz nowy ploter z AIS-em nadawczym. Ploter bardzo prosty, z bardzo prostym, wręcz topornym oprogramowaniem, co uważam za znakomity pomysł.
Kolejne regaty, które lubimy, choć nie raz pogoda dała nam zdrowo popalić, to Wyścig B8. Cóż, cała nasza walka o wynik zakończyła się klęską, gdy od NCŻ-tu do mety w JSG (czyli pół mili), płynęliśmy godzinę...
Potem miała być dalsza część NordCupu, ale zniechęceni zupełnie podejściem organizatora do jachtów morskich i klasy ORC, po raz pierwszy od dawna, świadomie zrezygnowaliśmy ze startu.
Co było gwoździem do trumny w klasyfikacjach sezonu, ale zupełnie nas to już nie obeszło.
Regaty na których mi zawsze zależy to Memoriał Teligi w Gryfie. W tym roku w randze MP samotników.
Zostawiłem w świadectwie żagle na kursy pełne, czyli spinakery. Nie jest to opłacalna taktyka, czwarte miejsce i w Memoriale i w MP, zupełnie słusznie jest uznawane za to najgorsze.
Za to, na osłodę, udało się wygrać Kryształowy Spinaker. Jest to jedna z bardziej cenionych przeze mnie nagród.
Nastał czas turystyki i urlopu. Blisko, ale to też przyjemne. Czasami naprawdę warto się cieszyć z drobiazgów.
Niejako z marszu wystartowaliśmy w Pucharze Korsarza, które udało się wygrać.

Po regatach samotników pojawił się pomysł, żeby może potrenować, organizując sobie prywatne regaty w Górkach. Po południu, krótka trasa. Zazwyczaj samotnie, ale niekoniecznie. Ponieważ na mnie trafiło liczenie wyników (oczywiście w ORC, najbardziej zaawansowaną metodą, czyli kursów konstruowanych), nazwałem te wyścigi ustawkami. Bez mordobicia, ale jednak rywalizacja. Po niektórych wyścigach padałem na twarz ze zmęczenia, ale przecież o to właśnie chodzi. Pomysł okazał się znakomity, wyścigów odbyło się aż 6, w gronie 4 jachtów.
Wyniki końcowe są naszą słodką tajemnicą. W każdym razie sternicy z miejsc 2-4 zrzucają się na skrzynkę piwa, które to piwo mamy zamiar wspólnie skonsumować.

Imprezą na którą się nastawialiśmy, a która zupełnie się nie udała, to załogowe Mistrzostwa Polski. Jedenaste miejsce na 15 jachtów to słabo. Lekki pazurek, bo nie pazur, pokazaliśmy tylko w wyścigu piątym, zajmując 4 miejsce.
Przyczyny obgadaliśmy dobre kilka razy i trochę wniosków mamy. Tym razem zachowam je dla siebie.

Do końca sezonu odbyło się jeszcze kilka regat, na których wypadliśmy dobrze lub przyzwoicie.
Ale było i bardzo słabo, w Eljacht Cup.
P
od koniec sezonu udało nam się wyrwać na kolejny urlop na zatoce.

Zupełnym zaskoczeniem było dwukrotne wypięcie się fału, raz spinakera, raz genuy. Dwa razy podczas regat, ba, podczas wyścigów. Wciąganie załogi na maszt podczas regat nie ułatwia zajęcia dobrego miejsca. Nigdy coś takiego się nie zdarzyło, i to na różnych fałach i różnych snapszeklach.
Będzie trzeba obejrzeć dokładnie sztag u góry, warto pomyśleć o wymianie snapszekli, i to raczej obu.

Co przybyło na jachcie i co się sprawdziło?
Przede wszystkim mamy w końcu nowe, większe i samoknagujące kabestany szotowe. Co prawda trzeba pod nie wstawić podkładki, żeby szoty lepiej wchodziły na kabestan, ale to zadanie na zimę.
Szot zewnętrzny sztaksli w połowie sezonu rozmnożył się do dwóch szotów, zakładanych na stałe na obu burtach i jeszcze lepiej dopracowanych.
Nie w regatach, ale w przelotach turystycznych, duży fok, czyli trzeci co do wielkości sztaksel, miał okazję  popracować. Warto wiedzieć, że dobre żagle na ciężką pogodę warto było kupić.
System drugich brasów, choć nie zawsze stosowany, mieliśmy okazję kilka razy wypróbować i przebrasowania w tym układzie nie są nam obce.
Duży spinaker otrzymał w końcu swój nowy, bardzo porządny worek.
Nowe radio UKF (stare wyzionęło ducha), już z wbudowanym GPS-em, może nie ma wpływu na wyniki regat, ale jest o wiele lepsze w obsłudze. Do tego mniejsze i lżejsze.

Co na przyszły rok?
Przede wszystkim cieszyć się żeglowaniem. Blisko czy dalej, wszystko jedno, ale z frajdą.
Prace, żeby lepiej pływać, oczywiście są planowane. Lepsze przygotowanie dna, wymiana gum na skegu na poliamid, blokada wejścia pełzaczy w likszparę (przydatne do szybszego refowania) i jeszcze sporo drobiazgów. Także nowa duża genua, już czas na wymianę.
Cały czas planowany jest trening dla załogi i sternika.