Rzadko opisuję
regaty Gdynia - Władysławowo - Gdynia. Raz, że
oficjalny opis jest zawsze na stronie Gryfu i nie chcę
się powtarzać. Dwa, że są to intensywne regaty, do
tego nocne, więc i zdjęć jest mało albo wcale. Za to
wrażeń czasami za dużo. Trzy, robi się dziwne czasami
błędy i szkoda ze wszystkiego się spowiadać.
Niech inni sami spróbują jak to jest.
Oczywiście nie jest to nic takiego. Ot, jedne z wielu
regat. Ale niezupełnie typowe. Po pierwsze nocne, po
drugie wzdłuż brzegu półwyspu. Co już nie jest
wyjątkiem, bo pojawiło się kilka regat na podobnej
trasie. Trasa wzdłuż brzegu jest oczywiście
trudniejsza. Bo i wpływ brzegu, i mielizny, i nie da
się prewencyjnie skierować w stronę spodziewanej
zmiany wiatru, jeżeli to ma być zmiana w kierunku
lądu. Pora roku powoduje, że noc jest sporo
dłuższa niż w czerwcu, pogoda może być gorsza,
zazwyczaj jest już zimno lub zimniej. Tylko woda może
być cieplejsza niż na początku lata. Ale z tym też
różnie bywa. W tym roku woda za półwyspem miała 15
stopni.
Przygotowania do regat zaczęły się trochę wcześniej
niż normalnie. Raz, że jacht został odrobinę odciążony
na Puchar Obrońców Westerplatte, co raczej rzadko nam
się zdarza, ze względu na lenistwo sternika i kłopoty
logistyczne.
Druga rzecz to fakt, że na jacht został w końcu
zamówiony genaker, a raczej spinaker asymetryczny o
oznaczeniu A3. Osprzęt do jego obsługi, w postaci
bloczka na dziobie, liny halsu i knagi tej liny na
kabinie został przygotowany. Ale sam żagiel odebrałem
dwa dni przed regatami, a worek do niego dzień przed
regatami.
Tutaj drobna uwaga. Spory o to, czy lepiej mieć
spinaker czy genaker na jachcie są zażarte i od
zawsze. Jednym z argumentów za genakerem jest fakt
jego łatwiejszej obsługi. Jasne... Spinaker
symetryczny jest żaglem symetrycznym więc dolne rogi
można dowolnie zamieniać. Genaker ma lik przedni, więc
trzeba go składać do worka czujnie i jedną stroną.
Potem ten worek na pokładzie musi być odpowiednio
ustawiony, więc do mocowania na relingu dobrze by
było, gdyby miał karabinki z obu stron. Nowy worek tak
nie ma (na razie), więc trzeba go wiązać.
Żagiel zupełnie nowy, więc próbne stawianie zrobiliśmy
kilka godzin przed startem, w porcie w Gdyni. Ale
kierunek wiatru nie sprzyjał i szybko go zrzuciliśmy.
Druga próba była przed startem, ale kierunek wiatru
też nie sprzyjał, do tego czasu było bardzo mało i
przeszkadzał nam wycieczkowy Pirat, czy inny Dragon.
W efekcie wiemy, że linka halsu może przechodzić nad
koszem dziobowym (to duży plus), że knaga na kabinie
do halsu genakera jest trudna do knagowania (to minus,
do zmiany), że lina halsu jest za długa (nic dziwnego,
to stary fał) i dużo za sztywna (trzeba kupić nową).
W efekcie system trzeba dopieścić, a do tego, w
spokojnych warunkach, nauczyć się obsługi nowego
żagla.
Niemniej jednak świadectwo ORC zostało zmienione, co w
trakcie sezonu bardzo rzadko nam się zdarza Trzeba być
gotowym, a jeszcze będzie kilka regat w klasie ORC w
tym sezonie.
Do Gdyni ruszyliśmy w piątek wieczorem, ze względu na
zobowiązania w pracy Asi. Musiała być w Gdyni w sobotę
o świcie. O świcie w sensie dosłownym. Ruszyliśmy z
Górek przed godziną 22, spać w Gdyni poszliśmy o 1 w
sobotę. Romantyczny przelot po ciemnym morzu... ;)
W sobotę miałem trochę zajęć jako organizator regat.
Choć oczywiście jest to już samograj, ale jednak nie
do końca. Tracking, który był drugi raz na GWG, też
jest komplikacją logistyczną, ale warto!
Asia przed regatami nawiązała kontakt z naukowcem
odpowiedzialnym za prognozy prądów morskich u nas aby
się upewnić czy dostępne w ubiegłym roku, ale przez
awarię niezaktualizowane na czas regat, prognozy
prądowe będą działały w tym roku.
Skorzystaliśmy z tych prognoz bo otrzymaliśmy
obietnicę, że prognozy będą aktualne a ich Twórca
poświęci weekend żeby tego dopilnować. Wydrukowaliśmy
je w klubie. Linki podaliśmy na stronie regat GWG
2022. Wiemy, że niektórzy żeglarze z nich korzystają.
Po to też modele te zostały stworzone.
Potem próba genakera w porcie, mało skuteczna,
uzbrojenie jachtu w brakujące jeszcze liny i obiad w
Akrimie.
Przy wschodnim kierunku wiatru przy Gdyni zawsze jest
kocioł z fal. Po próbie z genakerem mamy mało czasu.
|
|
Badamy linię
startu, wiatr jest zmienny, ale w efekcie planuję
start bliżej pinu. Plan był słuszny, tylko realizacja
nie wyszła. Zostaliśmy przykrycie przed startem i
start był spóźniony.
Co na trackingu bardzo dobrze widać. W ogóle na
trackingu widać wyraźnie różne błędy, i nasze i cudze.
W sumie to dobrze, ale...
Wiatr jest dość zmienny, do Helu mamy halsówkę.
Staramy się odrabiać straty. Co ciekawe, doganiamy
kilka o wiele większych jachtów, głównie z grupy
turystycznej. Żegluga pod wiatr na pewno nie jest
naszą słabą stroną.
|
|
O ile
oczywiście sternik nie popełni jakiegoś błędu przy
zmianach wiatru. Do Helu podchodzimy od strony morza,
nie od strony Zatoki Puckiej. To wynika z prognoz
prądowych i doświadczenia. Choć zdania co do tego są
podzielone. Tak jest w tych regatach, że można się
spierać o wiele rzeczy. Robi się ciemno, zapalamy
światła nawigacyjne (tym razem dziobowa lampa działa,
nie jak rok wcześniej), oświetlenie kompasu,
ściemniamy w kabinie ekran plotera, ubieramy się
cieplej.
Zwrot robimy w dobrym momencie tak, żeby przejść koło
znanej nam mielizny blisko i bez zwrotów.
Mamy dobrą echosondę i znów doświadczenie.
Przechodzenie przy dopychającym wietrze przy
mieliznach zawsze jest trochę stresujące, ale regaty
to regaty.
Wiatr przy brzegu nie maleje, co nie jest oczywiste.
Asia siedzi na balaście, ja zerkam na ręczny GPS, w
którym mamy wbite nasze prywatne waypointy wokół
cypla, ponumerowane odpowiednio. Zerkam na kurs i na
czerwony ekran echosondy. Robi się coraz płycej.
Wszystko gotowe do zwrotu. Jachty za nami i obok nie
wytrzymują nerwowo i robią zwroty. To spora strata.
Głębokość spada poniżej 4 metrów, potem 3,8 potem 3,4.
Schodzi do 3,1 a zarys brzegu w ciemności widać już
nieźle. Przeszliśmy, powoli głębokość rośnie. Pięknie
jest! Zerkam do tyłu - konkurencja trochę straciła.
Oczywiście jachty większe mają tutaj trudniej, ale
nasze zanurzenie 1,8 metra też wymaga uwagi i
precyzji.
Powoli możemy odpadać. Tutaj pewnie zrobiliśmy błąd.
Należało trochę odejść od brzegu (to zawsze trochę
dłuższa droga!), żeby złapać silniejszy prąd.
Kurs coraz pełniejszy, wiatr wieje dość solidnie,
10-13 węzłów. Czas na spinaker. Choć genaker dałoby
się trochę wcześniej postawić, to jednak nie znamy w
ogóle tego żagla, a nauka blisko brzegu w nocy jakoś
mnie nie pociąga... Poza tym, dalej powinno był
pełniej, więc albo czekałaby nas zmiana żagla, albo
strata. Bilans w głowie zysków i strat zadecydował o
tym, że stawiamy spinakera. Dużego, bo nie wieje
mocno.
W nowym
świadectwie ubyły 2 sekundy (byłoby więcej, gdyby
nie zmiana wagi załogi w świadectwie DH), a genakera
nie użyliśmy, strata jakby nie patrzeć.
Zaczyna się piękna jazda. Trochę fali, mocne
gwiazdy na niebie, trochę wiatru i dość ostry
baksztag.
Prąd dodaje sporo do prędkości jachtu. Mijamy ostatni
waypoint, teraz w GPS ustawionym celem jest pława WŁA.
Jak kiedyś pływało się bez GPS-ów? Trochę trudniej.
;-)
Szybko zbliżamy się do celu. Pewien niepokój wywołuje
coraz silniejszy wiatr. 14, 16, nawet 17 węzłów widać
na wiatromierzu. Chodzi oczywiście o powrót, a
konkretnie o to, czy może warto zmienić genuę na
mniejszą? Po namyśle jednak nie. Do pławy dwie mile,
zaczynamy mijać wracające jachty. Prawo drogi i te
sprawy. Na jachcie jest silna latarka (Caterpilar,)
wymagana przez przepisy OSR. To jeden z lepszych
zakupów. Raz, że można zwrócić na siebie uwagę. Dwa,
że można sprawdzić, kogo mijamy. Niby to nieistotne,
ale zawsze ciekawość. Nie wszystkie jachty mają
nadajnik AIS.
Wiatr robi się coraz pełniejszy, więc spinaker górą.
Jachty obok w większości odchodzą w prawo, my lecimy
fordewindem prosto na pławę.
Niżej na zdjęciu widać jak dużo jachtów było w
wyścigu.
Tracking także pokazał, że odejście innych jachtów w
bok było ich stratą. Zrzucamy spinakera odrobinę za
wcześnie, ale w końcu to noc. Likwidacja spinakerbomu
i jesteśmy gotowi do zwrotu przez rufę. Zwrot, żagle
na ostro, wybranie fału grota, dobranie achtersztagu.
Zerknięcie na zegar. Jest godzina 23:52.
W planach był powrót blisko brzegu i tak robimy. Lewy
hals, kurs ustawiony na prędkość a nie na maksymalną
ostrość żeglugi. Prąd jest silny, choć bliżej brzegu
słabszy. Wydawało się, że można będzie trochę
odetchnąć ale nic z tego. Lewy hals, więc zbliżamy się
do brzegu. Prędkość cały czas niezła, lecimy ładnie.
Cała droga aż do Jastarni wyglądała podobnie. Krótkie
halsy wzdłuż brzegu. Niemniej jednak i tutaj można
było popłynąć lepiej, podchodząc jeszcze bliżej
brzegu, do izobaty 3 albo i mniej metrów.
Okazuje się, że w nocy mamy problem ze zwrotami. Po
zwrocie na lewy hals, prawy szot blokuje się
kompletnie na kabestanie. Próba odwinięcia szotu
drugim kabestanem jeszcze pogarsza sytuację. Nie chcąc
tracić za wiele czasu, zrzucamy częściowo genuę,
rozplątujemy szot, kończymy zwrot. Jasny gwint, jaka
strata czasu.
Stratę widać wyraźnie, bo płyniemy bardzo blisko Sky
Project, Oceanny, Tornado i Tinkary.
Teoretycznie jesteśmy najwolniejsi w tej stawce, a
naszym prawdziwym rywalem jest Sky Project.
Powoli mu uciekamy, ale problem z szotem na prawym
kabestanie pojawia się jeszcze kilka razy. Już nie
trzeba zrzucać genuy, rozwiązujemy problem szybciej,
ale co jest, do licha?! Każdy taki spartolony zwrot to
strata wyrobionej pracowicie przewagi. Niemniej jednak
powoli uciekamy od SP.
Błąd robimy za Juratą. Kolejny hals, tym razem w
morze, jest trochę za długi (chwila rozluźnienia na
pokładzie) i na trackingu widać, że od razu
straciliśmy połowę wypracowanej przewagi.
Potem policzyłem, że na odcinku od WŁA do Helu
zrobiliśmy 14 zwrotów. Taktyka była dobra, gorzej z
wykonaniem.
Liczyliśmy, że za Jastarnią skończy się halsówka, ale
niestety, wiatr odkręca niekorzystnie. Niewiele, ale
to wystarczy żeby nas uziemić. Świta. To już ostatni
zwrot, powoli okrążamy koniec cypla, szykujemy
spinaker (trzeba było przenieść fał i brasy na drugą
burtę). Odwieczny dylemat, kiedy postawić spinakera.
Dość silne szkwały pod 14 węzłów nie zachęcają do
działania. Brzeg po zawietrznej jest bardzo blisko.
Spinaker szykujemy duży, bo potem powinien być pełny
baksztag. To się niezupełnie sprawdziło. Widać blisko
HLS, w oddali widać Gdynię, czas na postawienie.
Szybkość od razu rośnie mocno. Zerkamy co się dzieje
za nami, ale bardziej ciekawe jest, co z żaglem.
Baksztag jest dość ostry, ale po minięciu HLS-ki wiatr
trochę się stabilizuje i lekko maleje.
Piękna pogoda, słońce, trochę chce nam się spać. Ale
sternik nie może, a załoga z brasem w ręku nie
powinna.
Lecimy prosto na metę, jachty za nami, te większe,
powoli nas doganiają. Oczywiście przy takim kursie
pojawia się problem toru wodnego i statków. Niedziela
rano, ale od tyłu atakuje nas prom (to już nieodłączny
dla nas element tych regat - zawsze jakiś statek na
drodze). Obok nas pogłębiarka zrzuca urobek do morza a
potem manewruje dość dziwnie i z niejasnymi
intencjami. To irytujące, zwłaszcza że wiatr maleje i
zwalniamy o węzeł.
Powoli sprawa się wyjaśnia. Prom omija nas i
pogłębiarkę, my omijamy pogłębiarkę z drugiej strony.
Oceanna pod genakerem nas dogania z lewej strony,
trochę dalej z lewej leci Sky Project, z prawej
dogania nas Tinkara. Meta. Przed samą metą trafiamy na
wychodzący z portu statek badawczy MIR-u - Baltica.
Problem większy dla Oceanny niż dla nas. Ale mijamy
się bezkolizyjnie i z wzajemną życzliwością (co nie
zdarza się zawsze).
Wchodzimy na metę tuż za Oceanną. Jako jedyni z naszej
czwórki spinakera zrzucamy dopiero za metą.
Postanawiamy, że mimo zmęczenia, teraz oddamy trackery
sędziom na mecie, więc trzeba wejść do portu. Zrzucamy
grota, wchodzimy, cumujemy na chwilę niedaleko stacji
benzynowej. Ja lecę oddać sprzęt i zaraz potem
wychodzimy. Grot w górę, potem genua. Oczywiście mamy
pod wiatr. Robimy testowe zwroty i wszystko staje się
jasne. Wygląda na to, że kąt wejścia szotu na prawy
kabestan był na granicy kleszczenia się szotu, a
mocowanie chyba się poluzowało. Dziwne, ale tak
wygląda. WTF? Trzeba będzie zdjąć kabestan i
przykręcić go na nowo, może przy okazji lekko
szlifując jego drewnianą, kątową podstawę. Niby
drobiazg, a ważna sprawa.
Droga powrotna to oczywiście trochę odpoczynku. Asia
siada do steru a ja schodzę pod pokład trochę się
ogarnąć. Potem składam w kabinie spinaker, potem robię
herbatę. Słuchamy jachtów, które zgłaszają się na
mecie. Ciekawi nas Double Scotch, bo kilka razy z nim
przegraliśmy. Ale tym razem jest dużo za nami. Inny
konkurent z naszej grupy, czyli Smoke, przypłynął
przed nami, ale niezbyt wiele. Mamy szansę na wygraną,
tadam!
Mijamy Sopot, wiatr rośnie. Ponieważ robię kanapki dla
nas, a duży przechył irytuje, refuję grota. Życie
staje się przyjemniejsze. Robię porządki, sprzątam
większość lin z pokładu, potem Asia idzie spać. Na
krótko, ale zawsze.
W porcie cumujemy o godzinie 10:50. Próbujemy coś
zjeść w Galionie, ale okazuje się, że o tej porze to
możemy dostać tylko dania śniadaniowe. Buuuuuuuu!
Jesteśmy zmęczeni, a Asia jest poobijana. Niby nie
było ciężko, ale dla zbyt mało licznej, ciągle czujnej
załogi, zajęcia było całkiem sporo. Do tego wredna
falka, która rzucała nami w kokpicie i w kabinie. W
kabinie rzadko, bo jak pisałem, tam bywaliśmy bardzo
rzadko i krótko.
Policzyłem wyniki alternatywne, sprawdziłem ile minut
szybciej musielibyśmy przypłynąć, żeby zająć wyższe
miejsce.
Do Smoke, który przegrał z nami w grupie, ale wygrał z
nami w generalce, zabrakło nam minuty do wygranej w
generalce. Dosłownie minuty. Z pozostałymi jachtami
już jest gorzej, ale przed nami jest cała grupa A i
kilka jachtów z grupy B. Inne warunki? Tak wygląda na
trackingu. Myślę, że poza lekką zmianą kierunku wiatru
na halsówce, drugą przyczyną różnic między jachtami z
różnych grup był słabszy wiatr na Zatoce dla tych z
tyłu.
Co nie znaczy, że popłynęliśmy idealnie, bo wcale nie.
Było trochę „niedociągów”.
Co w sumie jest bardzo pocieszające. W wielu rozmowach
z załogami innych jachtów nie raz słyszałem, że oni
popłynęli na maksa i nic więcej nie dało się zrobić. I
przegrali. Czyli nic się nie da zrobić, bo formuła,
warunki, trasa, podział na grupy...
Takie podejście nie daje szansy na postępy.
My po słabszym wyniku (wygrana w grupie to nie jest
słaby wynik!) mamy mnóstwo uwag i wniosków. Niemal
zawsze jest lista rzeczy do poprawienia, co oznacza,
że mamy rezerwy. I tym optymistycznym akcentem... ;)
Zamieszczone zdjęcia wykonała Emilia Michalska, z
pokładu Andromedy. Dziękujemy za udostępnienie.
P.S. Zaraz po wyścigu załoga powiedziała, że ma
wszystkiego dosyć i więcej na takie regaty, w nocy, we
dwoje i niezbyt słabym wietrze, nie płynie! Że to za
dużo i że jesteśmy widocznie za starzy.
Po poznaniu wyników regat może trochę zmieniła
zdanie... Ale tego dowiem się może za rok.
|