Tej zimy prace na jachcie idą
bardzo kulawo. Innymi słowy: rzadko. Widocznie
nastąpiło zmęczenie materiału. Dzisiaj miała być
impreza na orientację o ciekawej nazwie Śniegołazik.
Została odwołana z powodu pogody, czyli bardzo silnego
wiatru i deszczu. Mówi się trudno i mając
niespodziewanie wolną niedzielę, jedzie się na jacht,
choć trochę podgonić prace. Pogoda z założenia nie
jest przeszkodą. Pod plandeką nie jest źle, w kabinie
już zupełnie fajnie. Temperatura na jachcie to 2
stopnie, ale po pewnym czasie podskakuje do 6.
Grzejnik robi swoje, i moje ciało też trochę.
Ale po kolei. Wjeżdżam za bramę AKM-u, i widzę zalany
kawałek drogi. Nic nowego. Po namyśle, bo jednak
czasami myślę, zostawiam samochód niedaleko za bramą,
przed wodą. Mógłbym przejechać, ale gdyby poziom wody
się podniósł, to byłby problem z powrotem. Okazało
się, że to była bardzo szczęśliwa myśl.
Od bramy do jachtu jest kawałek, ale co to dla starego
turysty. Zalane miejsce drogi udało się przejść przy
płocie. Zanim zacząłem prace, to tradycyjna wycieczka
i trochę zdjęć.
Woda wysoka, ale nie wyglądało to bardzo źle.
Na drugim zdjęciu widać, jak zabezpieczają się
sąsiedzi. Ich nie zalewa. Na czwartym zdjęciu
przejście do sąsiadów, jeszcze nie zalane. Na trzecim
zdjęciu jest skrzynka, do której podłączam przedłużacz
będąc na jachcie.
Po obejściu
terenu czas na pracę. W środku nie jest źle, ale
podmuchy wiatru są naprawdę silne. Cała plandeka
chodzi, a jacht drży, mimo solidnego łoża i braku
masztu. Plandekę może ratuje to, że cały stelaż jest
luźny i połączony linkami, więc bardzo elastyczny. Jak
sanie eskimosów (o czym pisał swego czasu Amundsen).
Praca nawet nieźle szła. Mniej więcej dwie godziny
później zostałem wywołany przez innych klubowiczów.
Byłem tak zajęty, że nie zwracałem uwagi co się
dzieje. A działo się dużo. Woda podeszła bardzo
wysoko, zalała obszar obok jachtu i przedłużacz. Nawet
złączkę przedłużaczy. Dowiedziałem się także, że mój
samochód niedaleko bramy ma już opony w wodzie.
Nie pozostało nic innego, jak się sprężyć,
Wyjście suchą nogą z jachtu było nierealne. Podwinąłem
spodnie (niepotrzebnie), zostawiłem buty robocze na
nogach (bardzo dobry pomysł), buty zwykłe wrzuciłem do
reklamówki. Tak wyglądało zejście z drabiny. ;)
Musiałem jeszcze podejść do skrzynki (w wodzie dobrze
ponad kostkę) odpiąć przedłużacz i zwinąć go.

|

|
Potem było mi
już w zasadzie wszystko jedno, więc pochodziłem po
okolicy, zrobiłem kilka zdjęć. Trochę mnie tylko
dopingowała myśl o samochodzie. Poniżej droga do
samochodu. W tym przejście koło otwartej bramy do
sąsiadów (ze zdjęcia na początku), w wodzie niemal po
kolana. Luuuzik ;)
Kolega wjechał
na teren klubu i nie bardzo miał szansę na wyjazd. Ale
w kilka osób stwierdzili, że w bosmance jest sucho,
jest prąd, więc kawa i herbata, do tego mają ciasto,
więc spokojnie i z przyjemnością poczekają na rozwój
wydarzeń.
Inny kolega, w czerwonej kurtce, w kaloszach, idący do
swojego samochodu zawrócił i wybrał inną drogę. Mnie
było faktycznie wszystko jedno. ;)
Buty robocze w nowej roli.
Zdjęcie z
drogi dojazdowej do klubu. Do zalania tej drogi
jeszcze trochę brakuje.

Jak widać z opisu, tym razem wyjazd na jacht był z
przygodami.
|