Drugie regat na jachcie w roku 2013, czyli jak to się zaczynało...
4.11.2023

Robię porządki na stronie Gryfu, której to strony jestem albo adminem albo współadminem od dobrych kilkunastu lat. Kilkanaście w tym wypadku oznacza bliżej 20. Takie coś to przygoda sama w sobie. Porządki w tym wypadku oznaczają przenoszenie treści archiwalnych ze starej strony na nową.
Przy tej okazji trafiłem na swój tekst, relację z pokładu Czarodziejki z Regat Jubileuszowych. Tekst ukazał się w „Żaglach”. „Żagli” już nie ma od jakiegoś czasu...
Czemu tekst na przepaść? Argument za własną stroną jest taki, że trudniej z niej znikają treści. 
Tekst jest dlatego fajny, że opisuje początki na nowym jachcie. Było to dość dawno temu, co skłania do różnych refleksji. Było to tak...

Rok 2013.
Stałe pytanie było następujące: czy płyniesz na rocznicowe regaty Gryfu? A jak tak, to na jakim jachcie?
Dobre pytanie. Ten sezon jest inny, bo mam nowy jacht. Nowy nie metrykalnie, ale dla mnie.
Nowy, nieznany, niesprawdzony, mający mnóstwo drobnych i mniej drobnych braków. Co mogę powiedzieć po tylko kilku pływaniach i po jednych regatach na Zatoce? Niewiele. A jak Czarodziejka zachowuje się na morzu i na fali? Cóż, przekonamy się. Na razie wiem tyle, że jacht absolutnie nie ma tendencji do ostrzenia/wywożenia i jest naprawdę zrównoważony.
Do tego czego nie wiem, dochodzą tradycyjne już problemy z załogą, rozwiązane w ostatniej chwili. Będę miał na pokładzie dwóch Krzysztofów.
Po czterech dniach urlopu, spędzonych na pracach przy jachcie, uznałem że jest wystarczająco dobrze, żeby zgłosić się oficjalnie do regat.
Regaty nie byle jakie, bo długie, morskie. Drugie co do długości regaty w Polsce.
Trasa: Gdynia - Ölands Södra Gründ – Gdynia, czyli w linii prostej 251 mil.
Trasa przy tym dość trudna, bo okrążanie Półwyspu Helskiego w nocy zawsze rodzi problemy taktyczne.
Jacht Klub Morski „Gryf” w Gdyni jest jednym z najstarszych klubów żeglarskich w Polsce, a w tym roku obchodzi swoje 85-cio lecie. Właśnie z tej okazji zorganizował Regaty 85-lecia JKM „Gryf”. Była to częściowa powtórka regat rocznicowych sprzed pięciu lat.
Czarodziejka, której się dopiero uczę, to Granada 27. Duńska konstrukcja, wyprodukowana w stoczni, która już nie istnieje, w 400 egzemplarzach. Jacht niby turystyczny, ale z zacięciem regatowym, dość powiedzieć, że przy długości 8,25 metra ma 1,8 m zanurzenia i spinaker o powierzchni około 60 metrów kwadratowych.
W sumie do regat zgłosiło się 12 jachtów, i tyle jachtów wystartowało. Dwa jachty ścigały się w grupie OPEN, czyli bez przeliczeń, pięć jachtów w grupie drugiej KWR, pięć w grupie pierwszej KWR. Dodatkowo, jak zawsze w Gryfie, prowadzona była klasyfikacja równoległa dla jachtów mających świadectwo ORC, i jeszcze dodatkowo klasyfikacja żeglarzy samotnych, przeliczanych wg KWR.
Im bliżej startu tym prognozy były coraz gorsze. W sensie braku wiatru. Pojawiła się propozycja skrócenia trasy, ale nie doszło to do skutku, bo znów prognozy, najnowsze, mówiły, że może coś jednak będzie wiało.
Start nastąpił punktualnie, o godzinie 19:00. Już na boi rozprowadzającej część jachtów stanęła na chwilę z powodu braku wiatru. Potem wszyscy ruszyli, część pod spinakerami i do Helu było jeszcze dobrze. W nocy wiatr ścichł, jachty dryfowały na silnym prądzie do tyłu, te bardziej z przodu, szybsze i lżejsze, korzystały z resztek podmuchów. Nastąpiły pierwsze przetasowania, niektóre jachty mijały się kilka razy w ciągu nocy płynąc po spokojnej wodzie z minimalną prędkością, Czarodziejka kilka razy spotkała się z Orionem, blisko też była Oceanna.
Rano sytuacja niewiele się poprawiała, część jachtów była za Jastarnią, część w okolicach Helu. Widać było, a raczej słychać w UKF-kach, zniechęcenie załóg i czarny humor. Po naradzie, po analizie prognoz, po zgodzie wszystkich skiperów, komisja regatowa podjęła decyzję o zmianie trasy. Nową „boją zwrotną” stał się zespół platform Petrobalticu. Skracało to trasę regat o 100 mil, ale rodziło nowy problem: okrążanie platform bez naruszenia pasa ochronnego o promieniu 2,5 mili.
Intensywne rozmowy telefoniczne, na granicy zasięgu, rozładowały mój telefon. Nic to, mam ładowarkę samochodową. I tu zonk, nie działa. Szybkie sprawdzenie mówi, że padły gniazda 12V, czyli GPS musi przejść na zasilanie bateryjne, a telefon trzeba wyłączać, żeby dotrwał do końca regat. Pierwsza awaria.
Ale na razie jest piątek, około południa, wiatr cały czas słaby, zmienny, kręcący. Tym niemniej kilka jachtów wyraźnie odskoczyło. Między innymi my. Przez wiele godzin prowadzimy zacięty pojedynek na spinakery ze Słonim, kilka godzin idąc łeb w łeb, doganiające powoli będącego na czele Polleda i uciekając przed zaciętą grupą pościgową w postaci Blues in A, Resumee i  Quick Livenera. Zwłaszcza Resumee budził nasz podziw, samotnie i skutecznie walczący na spinakerze Z tyłu sytuacja wyglądała gorzej, jachty pod Helem, za Helem, cofające się na prądzie i bez wiatru, potem ruszające do przodu. Wieczór przyniósł pewną stabilizację wiatru i wzrost jego siły. Czołówka ruszyła, pierwszy „na orbitę” wokół platform wszedł Polled, niedaleko za nim Słoni i też niedaleko za Słonim – Czarodziejka. Pod spinakerem, początkowo na pełnym fordewindzie, trzymając w garści GPS-y albo wpatrując się w ekran plotera, załogi prowadziły swoje jachty po okręgu, płynąc coraz szybciej, w nocy, w coraz silniejszym wietrze. Wyglądało to fantastycznie z pokładu Czarodziejki: mocno oświetlona platforma cały czas na lewym trawersie, a w lewo przed dziobem dwa światła konkurentów, idących jak po sznurku. I tak ponad godzinę. Była to naprawdę bardzo duża „boja zwrotna”!
W pewnym momencie spinakery trzeba było zrzucić, a po kolejnych minutach wiatr wyrzucał jachty z „orbity”. Zaczęła się halsówka, która podzieliła stawkę. Koncepcje były różne, część jachtów szła pod brzeg, część w morze, a część środkiem. Pozostałe jachty po kolei wchodziły na orbitę i z niej schodziły, mówiąc o tym przez radio. W ogóle te regaty były radiowo mocno przegadane. Jakość łączności stała się miernikiem odległości między jachtami „tego już nie słychać, znaczy uciekliśmy mu”. Albo odwrotnie... Świt przyniósł silniejszy wiatr, kilka jachtów nawet się zarefowało. Dla nas fantastyczna żegluga na fali i pod wiatr (było cudownie po wcześniejszej ciszy) skończyła się nagle, gdy strzelił fał grota. Zmusiło to nas do zastosowania fału zastępczego, na którym grot musiał być zarefowany. Do tego fał ten okręcił się na maszcie wokół lamp co w ogóle skomplikowało sytuację. Ale po chwili Krzysztof wszedł na maszt do salingu, odplątał fał i zaraz potem grot już stał. Mniejszy o jeden ref, ale stał i pracował!
Radość z silniejszego wiatru nie trwała długo. Wszelkie kalkulacje, oceny pozycji w stosunku do jachtów ujrzanych w świetle dziennym wzięły w łeb, gdy wiatr ścichł, a potem mocno odkręcił. Komu, jak i gdzie odkręcił, jak należało płynąć, może być tematem dyskusji na długie wieczory. Warunki były bardzo zmienne, jachty bardzo blisko siebie płynęły często zupełnie różnymi kursami. Drugi świt, drugi poranek, drugie południe. Widok Rozewia, potem Władysławowa. Widok konkurencji, przed dziobem i za rufą, podrywał do dalszej walki. Kolejny zacięty pojedynek, dłuuugi, wielomilowy i wielogodzinny pojedynek na spinakery stoczyliśmy z Orionem. Zaczęło się przed Jastarnią, a skończyło dopiero przed metą, gdy wiatr znów ścichł i zaczął bardzo mocno kręcić. Zresztą, po drodze też kręcił i cichł nawet do zera. Ale trafiły się momenty, gdy przywiało naprawdę konkretnie a log pokazał 7 węzłów. Część jachtów halsowała na tej samej trasie pod wiatr, a kolejna część halsowała z wiatrem. Albo i bez wiatru.
Pierwszy na mecie pojawił się Polled 2, o godzinie 16:18 w sobotę. Ostatnim jachtem, który wszedł na metę była Andromeda (z podartym grotem), było to już w niedzielę, o godzinie 6:58 rano.
Całe regaty wymagały ciągłej czujności, szukania wiatru, prowadzenia spinakerów przez brasy lekkowiatrowe, ciągłych manewrów, przebrasowań, zwrotów, stawiania i zrzucania spinakera czy genakera.
Co ciekawe, wszystkim z którymi rozmawiałem, się podobało. Jak widać ściganci, także amatorzy, to specyficzna grupa żeglarzy.
Satysfakcja z przepłynięcia trasy duża, a zmęczenie nie mniejsze.
Co ważne, zacząłem lubić Czarodziejkę. Nie jest co prawda bez wad (bo kobieta?), ale ma liczne zalety. Wygląda na to, że się dogadamy...

Galeria zdjęć z tych regat znajduje się na stronie Gryfu.