![]() |
Wichura
w klubie, czyli dużo szczęścia
|
18.02.2023 |
O swoim łożu pisałem
kilka razy, że jest użytkowo fajne i ma wiele zalet. I
faktycznie. Jak wygląda, można zobaczyć w artykule. Ale ma też kilka wad, co okazało się drastycznie i dobitnie dzisiaj. Nie wystawia mi to dobrego świadectwa, oj nie wystawia. Ale może ktoś wyciągnie wnioski... Zastanawiałem się, czy to opisać, czy dać sobie spokój. Piszę dydaktycznie, oraz dlatego, że gdybym sam nie widział to bym nie uwierzył. Gdybym zdjęć nie zrobił, to inni by nie uwierzyli. Przechodząc do meritum. Że wieje, to oczywiście wszyscy nad morzem wiedzieliśmy. Bywa. Byłem spokojny, w końcu jacht tyle lat stał w podobnych warunkach i nic. Do tego bez masztu, więc w ogóle luzik. Co najwyżej plandeka może się rozlecieć (acz jej „eskimoska” konstrukcja stelażu raczej to wyklucza). Nie wziąłem pod uwagę, że tej zimy jacht stoi w innym niż zazwyczaj miejscu, do tego na trawie. No więc przyjechałem na jacht popracować dalej przy instalacji zbiornika WC. Byłem w klubie pierwszy, podjechałem na swoje miejsce, zerknąłem na plandekę - stoi. No to jest ok. Dopiero jak wysiadłem z samochodu, to dostałem gwałtownego przyspieszenia. Jacht był z całym łożem obrócony w lewo oraz pochylony na lewą stronę i na dziób. Sam jacht był przekręcony o wiele bardziej niż łoże, bo dziób przesunął się w lewo na łożu. Konstrukcja i brak blokady to niestety umożliwiły. Rano wiało jeszcze nieźle. Obszedłem jacht ze zjeżonym włosami, ale stał. Ciągle cały. Lewa przednia podpora częściowo zsunęła się z belki. Pierwsza rzecz jaką zrobiłem, i to przed zrobieniem zdjęć, to z bagażnika samochodu wyciągnąłem pas holowniczy i prowizorycznie acz solidnie zabezpieczyłem lewą podporę przed dalszym zsuwaniem się. Co prawda balast zaklinował się (i o tym będzie dalej), ale mimo wszystko... ![]() Potem obleciałem okolicę i przytargałem wszystkie kawałki desek jakie znalazłem. Przy lewym, przednim kole, zagłębionym po ośkę w ziemię, położyłem najpierw starą podłogę jachtu (leżała przy balaście, czekając na wyrzucenie...) i na to deski. Na koniec klin, który wyjechał spod balastu i wszystko dobiłem kantówką. Trochę można było się uspokoić, choć podmuchy wiatru wyraźnie ruszały jachtem. Nic dziwnego, boczne podpory na szynach były przestawione i z jednej burty luźne. Wyglądało to tak. ![]() Jak widać, balast zatrzymał się na drabinie (którą zawsze tak zostawiam). Drabina była chwilowo niedostępna, bo mocno zaklinowana. Ale nawet gdyby nie, to i tak wolałbym jej nie ruszać. Na szczęście dwie dobre dusze, które przyjechały po mnie i przyszły oglądać sytuację, pomogły. Z dwóch małych drabin złożyliśmy przy pomocy krawatów jedną dłuższą i można było wejść na jacht. Nie ukrywam, że z duszą na ramieniu wszedłem do kabiny. Wiatr cały czas ruszał jachtem i było to mało przyjemne. Ktoś zapyta, po co pchałem się na jacht. Ano dlatego, że przypadkiem (jak w „Misiu” z tragarzami) miałem na jachcie podnośnik hydrauliczny. Poza tym, przewidując dłuższą pracę, przebrałem się w ciuchy robocze, wziąłem kilka krawatów i młotek i można było zacząć działać. Dalej sprawa w zasadzie jest prosta. Podnośnikiem najpierw podniosłem lewą stronę łoża. W kilku ratach, żeby było przyzwoicie i w najlepszym miejscu. ![]() Trochę to trwało, bo kilka razy wyruszałem na poszukiwania w klubie i znów znosiłem drewno, kantówki albo jakieś kamienne bloczki lub płyty. Złośliwie ktoś robił porządki i wiele rzeczy zostało spalonych, albo było zwyczajnie spróchniałe. To frustrujące, gdy opuszcza się jacht na podnośniku a podłożona deska pęka. W końcu się udało, jacht był w poziomie, łoże podparte w dwóch miejscach solidnie. Potem wysłuchałem kilku komentarzy kilku widzów, a choć nie były przyjemne, to i tak ani się umywają do tego, co myślałem o sobie... Myślałem o sobie źle. I bardzo brzydko. Ale trzeba się było zabrać za dalszy ciąg. Jak przesunąć dziób jachtu na łożu? Pomysłów było kilka, ale jak wszyscy sobie poszli, zrobiłem po swojemu. Ustawiłem podnośnik skośnie, zapierając go o podporę belki przedniej a drugi koniec, przez deskę i klin, o balast przy dnie. Było akurat blisko. Pomyślałem, że skoro jacht przejechał się po tej belce w jedną stronę, to w drugą też da radę. I faktycznie. Co prawda trzy razy musiałem dokładać deski pod podnośnik (wiecie jak trudno jest trzymać ciężki w końcu podnośnik skośnie w powietrzu, do tego kilka desek pod jego podstawą i dwie deseczki na drugim końcu?). Ale udało się, a jak się podnośnik zaparł, to już było łatwiej. Powoli, z każdym ruchem, jacht przesuwał się do osi łoża. Trzeba było poluzować pasy podpór na dziobie i na rufie (tam to było nieźle przekrzywione), odbić podpory spod jachtu (te zaklinowane) i potem wszystko ustawić. Było coraz lepiej. Wszedłem na pokład i na sam dziób i zrzuciłem dwie cumy. Zostały przywiązane do nabrzeża, na dwie strony. Było już całkiem fajnie. Tylko rufa... Na rufie kadłub opiera się dodatkowo na owalnej deseczce, żeby rufa była wyżej i ta deseczka prawie się wysunęła spod dna. Czy to można zrobić szybko? Można, choć metoda jest dla tych bardziej stukniętych. I nie przy każdym jachcie zadziała. Nie będę opisywał, ale zajęło to może 10 minut i deseczka znalazła się na miejscu między belką a dnem jachtu, boczne podpory zostały ponownie ustawione i dociągnięte pasami. Finał w zasadzie. Można było wyjąć drabinę (oddałem pożyczone z podziękowaniem), wejść na jacht, zrobić sobie herbatę i pomyśleć. Skala zjawiska. Może trudno w to uwierzyć, ale widoczne na zdjęciach niżej koło stało na widocznej na zdjęciach desce.
Poza tym jacht przesunął się po belce łoża o kolejne 30 cm. Zatrzymała go drabina i to chyba z hukiem, sądząc po jej wyglądzie. ![]() Drabina zrobiła swoje, ale drugi dobry pomocnik dzisiaj to podnośnik. Warto mieć. ![]() Jak to się odbyło? Pewności nie mam, ale moja teoria jest taka. Przy silnym podmuchu prawe przednie koło uniosło się na tyle na desce (może jacht już wcześniej był przechylony przez wiatr?), że przestało blokować przesuwanie się jachtu. Pechowo, lewe koło było ustawione niejako w kierunku jazdy. Jacht ruszył na lewym kole w lewo (wiecie jak trudno to zrobić, gdy chcemy jacht na betonie przesunąć?) i to chyba dość gwałtownie. Prawe tylne koło spadło ze swojej deski, prawe przednie także. Dynamika ruchu, lewe przednie koło też w końcu zjechało ze swojej deski i zaryło w glebę. Prawe zresztą też zaryło, zdzierając kawał trawy z ziemią. Łoże stanęło pochylone na lewą burtę, a jacht jechał dalej. Przesunął się o kolejne 30 cm i został zablokowany drabiną. Dzięki temu cała historia skończyła się bez strat i kosztowała mnie tylko kilka godzin pracy. Czy to był pech? Oczywiście, że nie. To było lekceważenie, niedbalstwo, trochę brak wyobraźni. Podpory boczne muszą być blokowane i można to uzyskać bardzo prosto. Zamiast jednego pasa, który ściąga dwie podpory do siebie, trzeba zastosować dwa pasy tak zamocowane, że pas ściąga podporę z elementem łoża. Banalne. Poza tym, należy przymocować cały jacht do czegoś, żeby nie mógł się przesuwać. A samo łoże albo zostawić zwyczajnie na trawie na zimę tak, żeby kola się zapadły po osie, albo zrobić duże podstawy pod koła, albo podnieść łoże na podporach. Inna rzecz, że same podpory muszę w końcu robić nowe (kupiłem je z jachtem) i obłożyć mikrogumą. To jest w planach prac. Od kilku lat. Reasumując: nie miałem pecha. Miałem od cholery szczęścia. P.S. Wolę nie myśleć, co by było, gdyby jacht miał maszt. |