Regaty okiem
nowicjusza.
Regaty na nieznanym jachcie to naprawdę niezłe wyzwanie.
Każdy przecież ma wszystko poukładane w sobie tylko
znanym porządku. Dlatego najpierw problemem było
poznanie, która lina odpowiada za co, potem jeszcze
dowiadujesz się, że cały czas myliłaś jedną z drugą.
Potem dopiero możesz próbować robić manewry jako tako
sprawnie.
Przyznaję też, że nie jestem aż tak zorientowana w
regatowym pływaniu, więc starałam się tylko nie być
spowalniaczem i siedzieć bokiem na balaście!
Teraz jak przywołuję sobie same wyścigi z pamięci, to
trochę zlewają mi się w jedną całość, ale wszystkie
bardzo mi się podobały. Szczególnie te krótkie, bo będąc
bardzo wymagającymi, były bardzo angażujące. Cały czas a
to zwrot, zrzucamy żagle, a to stawiamy, na balaście
spędza się chyba średnio 10 sekund. Jednak podobała mi
się taka ciągła praca, przynajmniej nie pozwalała nam
zmarznąć, bo Trójmiasto zwyczajowo serwowało na przemian
słońce i chmury, brak wiatru i zimne porywy.
Lubię sobie myśleć, że drugiego dnia byłam troszkę mniej
zdezorientowana, patrząc po naszych wynikach
zmieniających się z piątego i siódmego miejsca na
czwarte dwa razy z rzędu.
Podsumowując, żeby już się nie rozpisywać do nudzenia,
bardzo miło spędziłam weekend i przypomniałam sobie ile
frajdy mi sprawia pływanie.
Dziękuję bardzo, że mogłam z wami popływać. :)
Zosia
Przed startem
Wieczorny Gdańsk
|