Czarodziejka jeszcze na brzegu, choć
plany były inne. Okazuje się, że można nie tylko
pracować na jachcie.
Paweł, opiekun Zefirka, zaprosił mnie i Asię do załogi, na
Regaty Otwarcia Sezonu JKMW. Co było bardzo miłe i
dodatkowo pozwoliło oderwać się od prac jachtowych.
Pływanie jako załogant ma swoje plusy - niczym nie trzeba
się martwić, niczego organizować, żadne formalności nie
chodzą po głowie.
Dodatkowo Zefirek to przedstawiciel rodziny Conradów 24,
czyli jachtów, które bardzo lubię, na których długo
pływałem i które są naprawdę wdzięczne w prowadzeniu. I w
regatach.
Oboje weszliśmy na pokład C24 po kilku latach przerwy.
A pogoda była piękna tego dnia. Wiatr ze wschodu, około
10-12 węzłów. Trasa w zasadzie była typu up-down, choć długa.
Czyli start pod Gdynią, pława GD i meta też pod Gdynią.
Razem 8 mil, pod wiatr i z wiatrem.
Spotykamy się o godzinie 10, poznajemy jacht, pakujemy
bagaże.
Prowadzi Michał. Jeszcze ostatnie poprawki w ustawieniu
masztu i przymiarki do dużej genui. Nowej dla Zefirka,
choć już nie takiej młodej. Przed startem miałem okazję
chwilę posterować, sprawdzić zachowanie jachtu. Nieduża
fala, piękne słońce. Nowy sezon, jachty z nowymi żaglami,
niektóre w ogóle nowe. Przyglądamy się i szykujemy do
startu. Start, choć troszkę spóźniony, jest dobry. Michał
steruje, reszta wykazuje się w roli szotowych, no i w roli
balastu. Zerkamy na konkurencję - za nami Pallas, Hadar,
Tornado. Walka na całego. Powoli trymujemy genuę (po
każdym zwrocie jest coraz lepiej). Konkurencja, ta z
przodu, ucieka niemrawo, w tym nowy Słoni czy Polled.
Oczywiście taki Scamp ma prawo nam uciekać. Pallas nas nie
dogania, przy kolejnym skrzyżowaniu kursów jest za nami.
Przed pławą wiatr trochę słabnie, Słoni czy Polled trochę
uciekają, ale Pallas zostaje z tyłu. To cieszy, bo to
jedyny konkurent w grupie małych, no i ten sam typ jachtu,
więc walka na całego. Miło jest spokojnie sobie posiedzieć
na burcie i zerkać na konkurencję. Przy czym jako załogant
robię coś, za co swoich ludzi zawsze ganię. Nie zakładam
od razu kaloszy, choć wiadomo, że to się musi skończyć
mokrymi butami. Po pewnym czasie, przy okazji zwrotu,
kalosze założyć muszę, bo jednak jest zimno. Co oczywiście
jest karygodne, zawsze od razu należy się ubierać tak,
żeby w trakcie wyścigu nie tracić czasu na głupoty i nie
przeszkadzać.
Pława GD, spinaker do góry. Pracuje, ustalamy kurs.
Paweł i Michał, czyli pływanie rodzinne.
Przy próbie ustawiania spinakerbomu na maszcie, rozlatuje
się jego końcówka. Paweł przywiązuje nok do masztu
krawatem, ustawia wszystko na ile się da, i walczymy
dalej. Doganiamy powoli Konsala, także powoli uciekamy
Pallasowi. Nastroje na pokładzie znakomite, choć jeszcze
sporo trasy przed nami. Robimy zdjęcia, a co sobie
będziemy żałować.
Konsal 2 w zasięgu...
Słońce i wiatr z rufy powodują, że robi się naprawdę
ciepło. Zbliżamy się do Gdyni, Konsal tuż przed nami,
niewiele przed nim Hadar. Czołówka dopiero zbliża się do
mety. Czas na przebrasowanie.
Z przywiązanym do masztu spinakerbomem to nie takie
proste, ale udaje się bez strat. Wiatr niezbyt silny, co
na pewno ułatwiło sprawę.
Brasy trzeba obsługiwać cały czas.
Pallas robi przebrasowanie chwilę po nas, znów trochę
został z tyłu. Mimo pesymistycznych obaw, wiatr przed metą
nie słabnie. Kończy regaty Hadar, Potem Konsal, a my
blisko za jego rufą. Piękny wynik, świetna zabawa, czas do
portu. Trochę rozmów ze znajomymi, trochę rozmów na
jachcie i trzeba się wybrać na zakończenie regat. Tak
udało się zacząć w tym roku sezon i żeglarski i regatowy.
Regaty miały być w klasach ORC i OPEN, ale ponieważ tylko
dwa jachty miały świadectwa ORC, wszyscy ścigaliśmy się w
OPEN, w dwóch mocno nierównych grupach. ;-)
Michał z pucharem.
Grupowe zdjęcie.