Rok 2017, gościnne występy na „Zefirku”
03.05.2017

Czarodziejka jeszcze na brzegu, choć plany były inne.  Okazuje się, że można nie tylko pracować na jachcie.
Paweł, opiekun Zefirka, zaprosił mnie i Asię do załogi, na Regaty Otwarcia Sezonu JKMW. Co było bardzo miłe i dodatkowo pozwoliło oderwać się od prac jachtowych. Pływanie jako załogant ma swoje plusy - niczym nie trzeba się martwić, niczego organizować, żadne formalności nie chodzą po głowie.
Dodatkowo Zefirek to przedstawiciel rodziny Conradów 24, czyli jachtów, które bardzo lubię, na których długo pływałem i które są naprawdę wdzięczne w prowadzeniu. I w regatach.
Oboje weszliśmy na pokład C24 po kilku latach przerwy.

A pogoda była piękna tego dnia. Wiatr ze wschodu, około 10-12 węzłów. Trasa w zasadzie była typu up-down, choć długa. Czyli start pod Gdynią, pława GD i meta też pod Gdynią. Razem 8 mil, pod wiatr i z wiatrem.
Spotykamy się o godzinie 10, poznajemy jacht, pakujemy bagaże.
Prowadzi Michał. Jeszcze ostatnie poprawki w ustawieniu masztu i przymiarki do dużej genui. Nowej dla Zefirka, choć już nie takiej młodej. Przed startem miałem okazję chwilę posterować, sprawdzić zachowanie jachtu. Nieduża fala, piękne słońce. Nowy sezon, jachty z nowymi żaglami, niektóre w ogóle nowe. Przyglądamy się i szykujemy do startu. Start, choć troszkę spóźniony, jest dobry. Michał steruje, reszta wykazuje się w roli szotowych, no i w roli balastu. Zerkamy na konkurencję - za nami Pallas, Hadar, Tornado. Walka na całego. Powoli trymujemy genuę (po każdym zwrocie jest coraz lepiej). Konkurencja, ta z przodu, ucieka niemrawo, w tym nowy Słoni czy Polled. Oczywiście taki Scamp ma prawo nam uciekać. Pallas nas nie dogania, przy kolejnym skrzyżowaniu kursów jest za nami. Przed pławą wiatr trochę słabnie, Słoni czy Polled trochę uciekają, ale Pallas zostaje z tyłu. To cieszy, bo to jedyny konkurent w grupie małych, no i ten sam typ jachtu, więc walka na całego. Miło jest spokojnie sobie posiedzieć na burcie i zerkać na konkurencję. Przy czym jako załogant robię coś, za co swoich ludzi zawsze ganię. Nie zakładam od razu kaloszy, choć wiadomo, że to się musi skończyć mokrymi butami. Po pewnym czasie, przy okazji zwrotu, kalosze założyć muszę, bo jednak jest zimno. Co oczywiście jest karygodne, zawsze od razu należy się ubierać tak, żeby w trakcie wyścigu nie tracić czasu na głupoty i nie przeszkadzać.
Pława GD, spinaker do góry. Pracuje, ustalamy kurs.

Paweł i Michał, czyli pływanie rodzinne.

Przy próbie ustawiania spinakerbomu na maszcie, rozlatuje się jego końcówka. Paweł przywiązuje nok do masztu krawatem, ustawia wszystko na ile się da, i walczymy dalej. Doganiamy powoli Konsala, także powoli uciekamy Pallasowi. Nastroje na pokładzie znakomite, choć jeszcze sporo trasy przed nami. Robimy zdjęcia, a co sobie będziemy żałować.

Konsal 2 w zasięgu...

Słońce i wiatr z rufy powodują, że robi się naprawdę ciepło. Zbliżamy się do Gdyni, Konsal tuż przed nami, niewiele przed nim Hadar. Czołówka dopiero zbliża się do mety. Czas na przebrasowanie.
Z przywiązanym do masztu spinakerbomem to nie takie proste, ale udaje się bez strat. Wiatr niezbyt silny, co na pewno ułatwiło sprawę.

Brasy trzeba obsługiwać cały czas.

Pallas robi przebrasowanie chwilę po nas, znów trochę został z tyłu. Mimo pesymistycznych obaw, wiatr przed metą nie słabnie. Kończy regaty Hadar, Potem Konsal, a my blisko za jego rufą. Piękny wynik, świetna zabawa, czas do portu. Trochę rozmów ze znajomymi, trochę rozmów na jachcie i trzeba się wybrać na zakończenie regat. Tak udało się zacząć w tym roku sezon i żeglarski i regatowy.

Regaty miały być w klasach ORC i OPEN, ale ponieważ tylko dwa jachty miały świadectwa ORC, wszyscy ścigaliśmy się w OPEN, w dwóch mocno nierównych grupach. ;-)

Michał z pucharem.

Grupowe zdjęcie.