Nie da się ukryć, że ten sezon, pod
względem wyników regat, nie jest oszałamiający. I to
w sumie eufemizm.
Przyczyny
są różne,
w dużej części znane. Ale o tym napiszę później,
pewnie w podsumowaniu sezonu, razem z planem
"naprawczym". Trochę już
było o przyczynach w relacji z Regat Samotników.
Że z dnem
jachtu nie jest najlepiej, dowiedziałem się przed
wypłynięciem na zachód, pływając koło jachtu. Dało się
wyczuć glony i trochę pąkli. Co mogłem,
zmyłem, ale to był oczywiście półśrodek.
Trochę uspokajał stan płetwy sterowej, która
była czysta. Niesłusznie.
Tylko że
już nie było czasu
na reakcję. A może nie zdawałem sobie sprawy
ze skali problemu. Regaty Unity Line nie udały
się. Przeloty z i do Dziwnowa
pokazywały, że jacht nie pływa tak jak
normalnie. Regaty Dacron'70 również
się nie udały. Ale najbardziej do myślenia
dało to, że przed startem do wyścigu nie
udało się zrobić zwrotu na samym
grocie, w dość silnym wietrze.
Pierwszy wolny dzień,
czyli 15 sierpnia, został poświęcony
na wyciągnięcie jachtu i
jego umycie. To znaczy, umycie było w
planach, ale zrobiliśmy, z
konieczności, więcej.
Cała akcja odbyła się JKSG, dźwig
został zarezerwowany wcześniej,
na godzinę 10. Mieliśmy
do dyspozycji 2 godziny, bo po nas dźwig zarezerwował
GoodSpeed. Okazało się, że ledwo
udało się wyrobić.
Przezornie zabrałem
z domu resztę farby
antyporostowej z wiosny, licząc
się drobnymi
domalowaniami. Naiwność, jak
się okazało. Bo gdy jacht
wyszedł z
wody, wszystko stało się
jasne.
Nie
zarosły miejsca malowane
wiosną
nową farbą. Czyli
kawałek na dziobie,
pas pod linią wodną,
miejsca pod podporami
jachtu, kawałek skegu,
ster i s-drive. Czyli
to, co sprawdzałem
nurkując i macając z wody.
Nosz kurcze!
Resztę
widać na zdjęciach -
tragedia.
Popełniłem
poważny
błąd w
przygotowaniu dna
wiosną i to się
zemściło.
Nie pozostało
nic innego, jak zabrać się
do roboty. Mycie dna
zabrało sporo czasu, i dodatkowo
spowodowało, że stara
farba antyporostowa też
została zmyta.
Jacht
na chwilę trafił do
wody, żeby przesunąć
pasy i umyć dno
w miejscach, które przed
chwilą były
właśnie pod pasami.

|

|
Po pewnym
namyśle zapadła decyzja, że malujemy dale dno farbą,
której mam dość dużo. Okazało się, że farba jest
zbyt gęsta
(poza tym, było ciepło), ale poratował nas
Krzysztof z Albacory, dając nam butelkę ksylenu do
rozcieńczania.
Malowanie
na trzy wałki (które jakimś przeczuciem
też miałem ze sobą) poszło dość szybko,
ale i tak ledwo się wyrobiliśmy
w zarezerwowanym czasie
dwóch godzin.
Jest
szansa, że do końca sezonu jacht już
nie zarośnie, ale nie da sie ukryć,
że dno nie jest przygotowane rewelacyjnie do reszty sezonu.
Ale i tak niebo a ziemia.
Na przyszły rok, i na
każdy następny sezon,
trzeba będzie się
już naprawdę
przykładać. Dno
przygotowane papierem
wodnym, pomalowane twardą
farbą
antyporostową i
przeszlifowane
znów papierem
wodnym. Jeżeli
chcemy zajmować
lepsze miejsca, to
tak
trzeba już
robić, bo tak
robi część
naszej
najgroźniejszej
konkurencji.
Jeszcze
zdjęcie
dzielnej ekipy,
mokrej po
całej akcji...

|