Impreza
na orientację - Szago 2019 |
31.03.2019 |
Relacja z imprezy na orientację. Jedna
relacja z takich zwodów już jest, z wypadu do Karlskrony i szukaniu
punktów wśród szwedzkich szkierów.
Ktoś może zapytać, co chodzenie po lesie i szukanie punktów na czas, ma wspólnego z żeglarstwem? Odpowiedzi nasuwa się kilka. Po pierwsze, czy wszystko musi być związane z żeglarstwem? Po drugie, ma to całkiem sporo wspólnego z żeglarstwem, zwłaszcza z regatami, w końcu to też zawody. Po trzecie, zawsze warto zobaczyć z bliska „piękne okoliczności przyrody”. Przy czym wnioski, dotyczące także regat, będą na końcu. Jak w ogóle wygląda taka impreza? Czytamy w necie komunikat startowy i regulamin (to jak ZoR). Wybieramy trasę, na którą idziemy (mówiąc wprost - taką jaką jesteśmy w stanie przejść). Zgłaszamy się, płacimy. Przyjeżdżamy we właściwym czasie do właściwego miejsca (to czasami nie jest takie proste, ale na regaty jachty także się spóźniają), mając ze sobą potrzebne wyposażenie (przynajmniej kompas - to ma związek z żeglowaniem). Czekamy na swój czas startu. Dostajemy kartę startową oraz mapę. I o właściwej godzinie ruszamy w trasę. Mamy znaleźć w lesie punkty kontrolne (tym razem do znalezienia było 16 PK), mieszcząc się w czasie. Drobna uwaga: imprezy na orientację mogą być dzienne lub nocne. To duża różnica. Nocne regaty także różnią się od dziennych. Dzień był wyjątkowo wiosenny, i ciepły. To dobrze i źle. Lasy w okolicach Otomina nie są bardzo górzyste, ale płaskie także nie. Zawsze trafi się jakaś górka, albo jar. Jarów tam jest nawet sporo. Las dalej jest ładny, a trasa przechodzi koło jeziora. W końcu trafiamy na metę. Trochę po czasie podstawowym, za co są karne punkty. Za przekroczenie czasu rezerwowego punktów karnych jest już naprawdę dużo, i tego trzeba unikać. To była trzecia impreza tego typu tej wiosny. Wszystkie trasy były stosunkowo krótkie, ale tym razem byliśmy najbardziej zmęczeni. Z powodu upału, od bardzo wielu lat nie chodziłem w tak wysokiej temperaturze. Upał spowodował, że zbyt szybko skończyło się nam picie, a to jest kluczowa sprawa. Wiedząc, że nie jest dobrze, weszliśmy po drodze do sklepu, właśnie żeby „uzupełnić płyny”. To spowodowało stratę około kwadransa. Mówi się trudno, bez tego byśmy się ledwo do mety dowlekli. Tutaj dochodzimy do sprawy kluczowej, ważnej także w regatach. Chodzi o kondycję, a raczej jej brak. W InO nie da się zająć dobrego miejsca, nawet świetnie nawigując, nie mając kondycji. Pod koniec, gdy brakuje sił, znacznie spada prawność umysłowa. Dodatkowo, po prostu nie ma się już ochoty na porządne działanie. Błędy się zaczynają nakładać, a chęć walki gwałtownie spada. Identycznie jest na regatach. Jeżeli po drugim wyścigu krótkim załoga pada na twarz, to motywacja do porządnej walki w wyścigach kolejnych jest już znacznie niższa. Wszystko wychodzi wolniej, a umysł w zmęczonym ciele działa znacznie gorzej. To się oczywiście przekłada na wynik regat. Prawda jest brutalna, ale chcąc skutecznie rywalizować w regatach, trzeba mieć kondycję, wytrzymałość. I dotyczy to całej bez wyjątku załogi. Oczywiście można nadrabiać czymś innym, ale zawsze jeden z wielu czynników, decydujących o wynikach, jest przeciwko nam. Wbrew pozorom wcale nie siłownia jest tutaj rozwiązaniem, ale ćwiczenia wydolnościowe, jak rower, bieganie, basen. Nie tylko my to widzimy. Gdy już po mecie szliśmy do samochodu, przed nami szła grupka rywali, z którymi nie raz spotkaliśmy się na punktach. Omawiali jak poszło i padło z ust pewnej dziewczyny bardzo ważne stwierdzenie: przecież pod koniec już nam się nie chciało. To jest kluczowe. Jak jesteśmy zmęczeni, to nam się nie chce. A jak nie mamy kondycji, to bardzo szybko się męczymy. Pisałem już o tym we wnioskach z regat samotników z roku 2018. Z samego wypadu jesteśmy bardzo zadowoleni, i choć wynik nie powala, to jednak tym razem nie byliśmy ostatni. Na zdjęciu poniżej ten moment, gdy można odpocząć... |