Autopilot trafił na jacht zupełnie
niespodziewanie w drugiej połowie sezonu 2017 roku.
Raymarine ST2000. Model jak model, są gorsze i lepsze,
ale ja w ogóle mam wątpliwości czy warto kupować zwykłe
autopiloty rumplowe. Zwykłe w sensie, że mają w sobie
wszystko. Proste, stosunkowo tanie, stosunkowo proste w
montażu. To ostatnie okazało się niezbyt prawdziwe.
Inne wady takiego pilota są znane: awaryjność, niezbyt
skuteczne działanie, zwłaszcza przy braku podłączenia do
wiatromierza i na żaglach typu spinaker/genaker.
Te autopiloty, pomijając brak sensownych czujników (w
osi jachtu, na wysokości linii wodnej, w środku jachtu),
są po prostu za wolne.
Powoli dochodzimy do sedna. Trzy sezony pływania z tym
urządzeniem doprowadziło do wniosku, że jest to rzecz
bardzo przydatna, ale nie w regatach i nie ze
spinakerami w gorszej pogodzie.
Autopiloty z wyższej półki, z siłownikami
hydraulicznymi, z zestawem czujników, kosztują jednak
sporo więcej. To musi poczekać na swoją kolej.
A tymczasem ta
nieszczęsna szybkość działania... I mały zakres
wychylenia steru przy zwrotach...
Padł pomysł, żeby może jednak trochę cofnąć
mocowanie/zaczep autopilota na rumplu w kierunku osi
steru. Okazało się, że tak zrobił kolega i znany żeglarz
na swoim małym jachcie.
Krótsze ramię oznacza większy zakres wychylenia steru,
większą prędkość kątową ruchu steru (czyli to, na czym
mi najbardziej zależało) oraz, oczywiście, większą siłę
potrzebną do sterowania.
To ostatnie od razu olałem. Siłownik autopilota generuje
siłę 77 kg, na Czarodziejce to o wiele więcej niż
potrzeba. Jacht jest bardzo dobrze zrównoważony żaglowo,
normalnie steruje się jednym palcem, zdarzyło nam się
pływać bez rumpla (na silniku, po wodowaniu) tylko z
krótkim jarzmem.
Zapadła decyzja, że tak zrobię u nas.
Poprzednio montowałem autopilota na wodzie, w środku
sezonu, mając mało czasu. To duży błąd, jak się okazało.
Wyraźnie nie doceniłem wpływu skośnej (w dwóch
kierunkach) ścianki kokpitu i różne pomiary na oko dały
dość średni efekt. Autopilot nie był idealnie w poziomie
i nie był także idealnie prostopadły do osi jachtu. To
było widać. Gorsze było to, czego nie widać, a co
wykazała inwentaryzacja układu.
Tym razem przyłożyłem się bardziej. Linką wyznaczyłem oś
kokpitu pod rumplem, założyłem rumpel, zmierzyłem
dokładnie odległość zaczepu autopilota od trzonu
sterowego, ale na lince.
Ta odległość, wg instrukcji montażu, powinna wynosić 460
mm.
Okazało się, że zaczep był ZA DALEKO o 20 mm. Jakim
cudem - nie mam pewności.
To odkrycie spowodowało dłuższą zadumę nad tym, jak
można spi#$%!& coś teoretycznie tak łatwego.
Ale dalsze wyznaczanie odległości i kątów w dobrych
warunkach wykazało, że sprawa nie jest prosta.
Różne przymiarki pokazały, że nie mogę cofnąć autopilota
dalej niż 10 cm (8 cm poniżej instrukcji), bo kokpit
robi się zbyt wąski i autopilot się nie zmieści.
Zwłaszcza że musi być niżej niż wcześniej, a jak
pisałem, ścianka kokpitu jest skośna. Zależności były
milimetrowe, a wyznaczenie na ściance kokpitu, a
dokładniej gdzieś w powietrzu, punktu gniazda autopilota
nie jest łatwe.
Musiałem brać jeszcze pod uwagę stan spoczynkowy
autopilota - musiał dać się obrócić, nie zahaczając o
ściankę kokpitu rogiem obudowy. Generalnie - ciekawe
zagadnienie z zakresy geometrii wykreślnej.
|
|
Było wiadomo, że
nie dam rady wykorzystać poprzedniego gniazda autopilota
(w sumie dobrze) i trzeba coś dorobić. Na jachcie nie
mam imadła, a teak ciężko się tnie, więc musiałem
wędrować do imadła na powietrzu. Pogoda wredna, piździło
i padało, ale skoro trzeba... Kilka wędrówek z piłą,
pilnikiem i samym klockiem, przymiarki wszystkich
skośnych płaszczyzn, poziomowanie i jest efekt.
Klocek gotowy, nawet w dobrym miejscu. Na zdjęciu
wszystkie znaczniki flamastrem i ołówkiem są już
wytarte.
Widać razem stare i nowe gniazdo, a potem efekt końcowy,
po cofnięciu na rumplu zaczepu autopilota.
|
|
Pozostał jeszcze
drobiazg, czyli zamontowanie w nowym miejscu zaczepu
ramienia autopilota w stanie wyłączonym. Zbyt wielkiego
pola manewru nie miałem, ale ujdzie. Użytkowo jest i
lepiej i gorzej. Lepiej, bo ramię odkłada się bliżej niż
wcześniej (łatwiej sięgnąć), poza tym nie wchodzi w
linki koła ratunkowego. Lekka poprawa. Gorzej, bo zaczep
jest tak ustawiony, że ramię musi być choć minimalnie
wysunięte, żeby weszło w zaczep. Ale nie dało się
inaczej. Generalnie, powinno być troszkę wygodniej.
Po zakończeniu prac demontaż wszystkiego i zabranie
autopilota do domu na resztę zimy.
|
|
Czemu napisałem
ten artykuł?
Żeby przestrzec, że montaż ramienia, pomijając proste
kokpity, nie jest wcale taki łatwy. Zaczep na rumplu
powinien być w odpowiedniej odległości od osi obrotu
steru, a nie zawsze to łatwo wyznaczyć, gdy jarzmo
zasłania trzon steru, oś steru nie jest pionowa, rumpel
jest łukowaty i/lub ustawiony pod kątem w górę.
Jeżeli mamy na sterze małe siły, warto skrócić odległość
od trzonu steru - taka była idea całej pracy.
Na lądzie możemy korzystać z poziomicy - zawsze to
łatwiej.
|