Instalacja elektryczna na małym
jachcie wcale nie jest sprawą prostą. Akumulatory są
duże i ciężkie, na rozdzielnię (albo rozdzielnie w
wersji wypasionej) nie ma miejsca, kabli nie ma którędy
prowadzić, ogólna ciasnota. Poza tym, zazwyczaj jachty
są stare, mają jakąś tam instalację, także starą, często
rozbudowywaną od przypadku do przypadku, często mało
fachowo. To ostatnie często z braku wiedzy, ale często z
oszczędności.
Na to wszystko nakładają się wymagania armatorów,
niekoniecznie realistyczne oraz chęć podłączenia mnóstwa
sprzętu, co na małym jachcie może być, hmm, mało
wykonalne.
Bywa także, że remont robi się etapami, z powodu braku
czasu i z powodu braku gotówki.
Wtedy, niestety, i koszty rosną (bo nie wszystkie zakupy
są optymalne) i czas na to poświęcony się wydłuża (bo
np. więcej niż raz trzeba zrobić dostęp do różnych
zakamarków).
Tak właśnie było na Czarodziejce, co teraz oczywiście
mnie denerwuje, ale takie były realia.
Jak zabrać się do zagadnienia? Można określić swoje
wymagania i zatrudnić fachowca.
Jeżeli chodzi o fachowca, to nie tylko chodzi o
zrobienie projektu, ale także o prozaiczny problem
narzędzi, których armator zazwyczaj nie ma i umiejętność
złożenia całości
Zacznijmy od wymagań. Lista urządzeń elektrycznych i
elektronicznych, które chcemy mieć. Jeżeli czegoś na
razie nie mamy, to warto przewidzieć zasilanie i na
tablicy rozdzielczej i w postaci kabla.
Z wymagań płynnie przejdziemy do układu zasilania (1, 2,
3) akumulatory, określenie sytuacji awaryjnych i
reakcji, idiotoodporność instalacji, monitorowanie stanu
wszystkiego.
Możliwości jest dużo a dobre projekty i pomysły jeszcze
się wariantują przez wybór konkretnych rozwiązań.
Np. czy chcemy wstawić bezpiecznik w układ rozruchowy
silnika czy nie.
Pisać na ten temat można dużo, ale byłoby to powielanie
artykułów Tadeusza Lisa na SSI.
Może jeszcze wyjaśnienie, czy mam prawo pisać na ten
temat. Jestem armatorem małego jachtu, wcześniej sporo
zrobiłem na jachcie klubowym, na którym dawniej
pływałem. Mam dyplom technika-elektryka, specjalność,
nomen-omen, elektrotechnika okrętowa. I choć od bardzo
dawna nie pracuję w tym zawodzie, to mam podstawy, żeby
rozumieć to i owo. Oraz praktycznie umiejętności
wykonawcze.
Jaka jest idea instalacji na Czarodziejce? Są dwa
akumulatory, rozruchowy i hotelowy. Są dwie grupy
instalacji; silnikowa i "hotelowa". Do tego dwa
przełączniki, które powodują, że każdy akumulator może
zasilać każdą grupę, to ze względów bezpieczeństwa, ale
ma to też swoje konsekwencje.
Ładowanie z prądnicy silnikowej oraz z prostownika
zasilanego z lądu. W planach jest panel słoneczny.
Odbiory są mocno ograniczone. Nie ma lodówki, nie ma
inwertera, nie ma TV, nie ma... jeszcze kilku rzeczy.
Jakie są zasady projektowania instalacji, gdy już wiemy
czego chcemy? Akumulatory powinny być jak najniżej,
jednocześnie jak najbliżej silnika (przynajmniej
rozruchowy), kable powinny być jak najkrótsze, ale
jednocześnie odpowiednio grube. Kable powinny być
zabezpieczone przed uszkodzeniem, maksymalnie dostępne.
Rozdzielnia (jedna lub dwie) powinna być i pod ręką i
zabezpieczona przed wodą.
To wszystko jest mocno sprzeczne.
Jak jest na Czarodziejce? Akumulatory są pod podłogą
kokpitu, za silnikiem, dostępne z bakisty. Zalety:
bardzo blisko silnika, oba obok siebie, bezpieczne przed
wodą (gdy woda zacznie zalewać akumulatory to ten fakt
będzie ostatnim problemem na liście problemów), poza
kabiną, dostępne z bakisty. Wady: trochę za wysoko
(mogłyby być niżej gdzieś pod kojami), trochę za bardzo
na rufie (trym wzdłużny), tuż obok zbiornika paliwa.
Rozdzielnia główna jest niedaleko zejściówki, na prawej
burcie, nad hundką. Zalety: wykorzystanie niemalże
jedynego wolnego miejsca, bezpieczna przed wodą, blisko
do wielu odbiorników. Wady: ciasnota, dość długi kabel
zasilający prowadzony pod zejściówką i nad silnikiem.
Rozdzielnia jest własnej produkcji, właśnie z powodu
ciasnoty i specyficznego układu.
Rozdzielnia pomocnicza (zasila światła nawigacyjne i
oświetlenie kompasu) jest w zejściówce. Zalety:
włączniki dostępne z kokpitu, rozbicie rozdzielni na
dwie dało więcej luzu w RG. Wady: w zasięgu deszczu i
wody morskiej, zdarza się przełączanie nogą włączników,
kabel zasilający i minusowy z RG, dodatkowa szyna minus.
Prostownik zasilany z lądu jest we wnęce pod kuchenką.
Zalety: krótkie kable 12V i zasilania 230V, bezpieczny
przed wodą. Wady: trudno dostępny i normalnie
niewidoczny (trzeba zerknąć pod kuchenkę, żeby sprawdzić
stan ładowania).
Instalacja 230V jest w zasadzie w bakiście (wtyczka
zasilająca, puszka rozdzielcza, zabezpieczenie
różnicowo-prądowe i nadmiarowe). Zasilana przez
podłączanie przedłużacza do wtyczki na krótkim kablu
wiszącej w bakiście. Zalety: bardzo krótkie kable, brak
gniazda wtykowego. Wady: brak gniazda wtykowego, co jest
niewygodne przy podłączaniu, różnicówka w bakiście, co
może być czasami niewygodne (problem wydumany, przez
cały sezon nie dotyka się różnicówki i reszty
instalacji).
Dwa gniazda 230V są pod kuchenką i to jest koniec
instalacji 230V.
Instalacja odgromowa i uziemiająca. Połączone są ze sobą
kablami: wantownik, sworzeń balastu, obudowa silnika,
osłona trzonu steru, przewód ochronny instalacji 230V.
Bardzo krótkie przewody z akumulatorów, o przekroju 35
mm2, będą podłączone do bezpieczników ANL 150
A. Od nich bardzo krótkie kable do przełącznika
"silnikowego". Z tego przełącznika złącza do
przełącznika hotelowego. Z przełącznika hotelowego
połączenie do bezpiecznika automatycznego 60 A, który w
zasadzie ma tylko zabezpieczać przewód (16 mm2)
do rozdzielni i samą rozdzielnię (głównie amperomierz).
Z przełącznika silnikowego na amperomierz ładowania i
dalej na rozrusznik (cały czas 35 mm2).
Czyli dwa bezpieczniki ANL, jeden bezpiecznik
automatyczny (wodoodporny, a co!) i oba przełączniki BEP
będą w bakiście. Zalety: dostępne z kokpitu, kable
maksymalnie krótkie. Wady: niewygoda (nie można
obsługiwać z kabiny).
Dodatkowo i zupełnie osobno do woltomierza na RG będą
dwa cienkie przewody prosto z akumulatora, oczywiście z
bezpiecznikami na początku każdego przewodu. Chodzi o
to, żeby zawsze móc sprawdzić napięcie na każdym
akumulatorze (przez mały przełącznik trójpozycyjny na
tablicy).
Na suficie, w okolicach masztu, jest puszka
przymasztowa, w której podłącza się kable schodzące
przez fajkę właśnie z masztu.
Wszystkie kable, z wyjątkiem tych w maszcie i
silnikowych, zostały dobrane pod kątem minimalizacji
spadków napięć. A to oznacza, że z punktu widzenia
obciążalności, są przewymiarowane. Mimo walki z
ciężarami.
Na zdjęciu poniżej: przewód 35 mm2, różne
końcówki (rurowe, oczkowe, z zamkniętą ścianką od strony
oczka), obudowa bezpiecznika ANL (i bezpiecznik),
przełącznik BEP.
Końcówki powinny być właśnie oczkowe, bo są
zabezpieczone przed wodą (z koszulką termokurczliwą),
mają dużą powierzchnię styku a złącze śrubowe jest
pewne. Oczywiście zaciskane. I tutaj jakże płynnie
doszliśmy do narzędzi elektryka, w tym wypadku
zaciskarek na końcówki małe i na końcówki duże
(hydrauliczna, mam nadzieję, że się sprawdzi - wszak
lubimy kupować narzędzia...) ;)
Ciąg dalszy nastąpi gdy prace ruszą.
Część z ostatnich zakupów.
|