Ostatnie zdjęcie z poprzedniego
odcinka pokazywało front robót na ten weekend.
Front okazał się duży jak kiedyś białoruski.
Za bezpiecznikiem, który widać na ściance pod kokpitem,
trzeba było wywiercić otwór na kabel zasilający, który
przychodzi od jednego przełącznika (też widoczny na
zdjęciu, ten po prawej). Wiercenie tam nie jest proste,
a jak chce się otwór ładnie wygładzić "dremelkiem"
pilnikiem i papierem, to już w ogóle. Trochę czasu
zeszło, jeden frez od dremelka udało mi się złamać (nie
wolno trzymać tego narzędzia jedną ręką, a trudno w tym
miejscu trzymać dwiema). Drugi otwór, dość duży i
podłużny, trzeba było zrobić za przełącznikiem. Pozycja
głową w dół. Wiertarka, dłutko, potem dremelek. Z
drugiej strony trzeba było wyciąć kawałek gąbki
wygłuszającej, co też nie było proste, bo daleko za
silnikiem i kable przeszkadzają. Ale wyszło naprawdę
ładnie. Oczywiście wszystkie krawędzie ładnie
zaokrąglone i wyszlifowane.
Dopasowanie kabla do bezpiecznika, zrobienie go
(końcówki i tak dalej).
Do tego oczywiście trochę sprzątania, np. akumulatory
dokładnie wytarłem z pyłu, ale nie tylko akumulatory.
Sobotnie prace na jachcie zakończyła ciemność. Ale w
warsztacie można było wywiercić otwory w kątownikach
nierdzewnych, na których będą przełączniki. Stary
kątownik widać na zdjęciu.
Ponieważ przełączniki mają fajną złączkę na środku,
podpory wystarczą tylko dwie na całość.
Tak czy owak, bilans dnia dalej po stronie destrukcji.
Jeden krótki kabelek, zrobiony od zera, to dopiero
początek budowania.
Położenie przeoczonego kabla od rozdzielni do miejsca
zasilania autopilota to drobiazg, ledwo warty wzmianki.
Wyżej napisałem o dopasowaniu kabla między
bezpiecznikiem a przełącznikiem. To wymagało kilku
wędrówek z bakisty do kabiny (skąd sięga się do komory
silnika) i potem powrót. Wyjście z bakisty, jak się w
niej leży w takiej pozycji, że Kamasutra może się
schować, jest i męczące i trwa. Do kabiny, zerknięcie,
przełożenie kabla, do bakisty, zaznaczenie, wyjęcie,
obcięcie, założenie końcówek (zagniatarka, opalarka),
potem włożenie go na miejsce. To trwa. I działa jak
dobry fitness.
Czy można to zoptymalizować? Tylko czasami, niektóre
kable trzeba już teraz dokładnie i docelowo dopasować
(łącznie z układem końcówek,), bo od tego zależą inne.
Wiercenie w stali nierdzewnej w warsztacie, na stojąco,
to miły relaks.
Niedzielny, wczesny poranek przywitał mżawką. W
takich warunkach trudno cokolwiek robić w kokpicie i
bakiście, bo narzędzia mokną (już o mnie mniejsza).
W tej sytuacji zabrałem się za dokończenie instalacji
230V, co od dawna czekało i czego serdecznie nie chciało
mi się robić. Przygotowałem nowy kabel do gniazd 230V,
wyjąłem stary. Prace we wnęce pod kuchenką, gdzie
oczywiście jest ciasno, wymagały posprzątania koi
lewoburtowej. Niestety, ale na jachcie naprawdę trudno
zmieścić wszystkie narzędzia i materiały. Dlatego ciągle
coś trzeba przekładać gdy się zmienia miejsce pracy,
mimo tego, że na tę zimę jacht został praktycznie
ogołocony ze wszystkiego z czym pływa.
To widok rogu wnęki, do którego ciężko sięgnąć.
Ładowarka akumulatorów jeszcze luźna, bo pod nią jest
śruba, która... Te opaski po lewej to nie ja, tak było!
Ale nie mam siły tego zmieniać.
Gniazdo podwójne 230V jest po lewej stronie, już od
strony kabiny.
A w bakiście jest puszka, w której łączą się kable 230V
- czyli przewody od zabezpieczeń (widać obok
różnicówkę), kabel od gniazd 230V, kabel do ładowarki i
osobny przewód do uziemienia). W puszce przewody
ochronne są łączone śrubą, mają końcówki oczkowe.
Widoczny na zdjęciu burdel to efekt zaszłości
historycznych i braku miejsca. Oczywiście pompa zęzowa
powinna być w innym miejscu, dostępna z kokpitu bez
otwierania bakisty. Może kiedyś...
Górna puszka to puszka od instalacji silnikowej, tego
nie tykałem nigdy. Dolna to puszka instalacji 230V. Obok
widać puszkę na wyłącznik różnicowo-prądowy i
zabezpieczenie nadprądowe. Czarne grube rury to
instalacja wodna silnika, u góry jest zawór
napowietrzający.
Tak czy owak, położenie kabla od puszki do gniazd i
połączenie wszystkiego na tip-top trwało 3 godziny.
Ale wszystko działa i jeden punkt z dłuuugiej listy
można skreślić.
Wreszcie prawdziwe budowanie (acz fakt, że w gniazdach w
kabinie jest napięcie, cieszy także i można to od razu
wykorzystać).
Zmontowanie podpór pod przełączniki i prace nad
zasilaniem. Na zdjęciu widać połączenie między klemą
akumulatora a bezpiecznikiem ANL. Bezpieczniki będą
zwyczajnie leżały na akumulatorach. Raz, że nie ma
miejsca na ściance przedniej, a dwa, że jest to
najłatwiejszy sposób na dostęp do tychże puszek -
wystarczy wyjąć akumulatory.
Przy okazji wyszło na jaw, co natychmiast Asia zauważyła
(wpadła z wizytą), że kable do silnika mają przekrój 50
mm2 (tak mówią oznaczenia na końcówkach), a nie 35 jak
zaleca instrukcja. Tutaj pojawił się dylemat. Ponieważ
te kable niezbyt pasują do wyjść z bezpieczników (jeden
ciut krótki i mają przekręcone końcówki, i mają słabą
izolację na końcówkach), może warto je wymienić na
cieńsze. Wtedy może jednak da się połączyć przełączniki
bezpośrednio między sobą. Te kable są bardzo krótkie,
ale mimo wszystko... To się okaże w następny weekend
roboczy.
Tutaj uwaga: śruby, nakrętki, podkładki na klemach są
ocynkowane i to oczywiście zmienię. Poza tym wszystkie
powierzchnie styków trzeba dokładnie oczyścić. A na
klemy dorobić/kupić osłony, żeby dodatkowo zabezpieczyć
się przed możliwością zwarcia. Niby małe szanse, ale
jednak...
|