Pogoda dzisiaj rano taka sobie, że
eufemistycznie napiszę. Ale skoro nie ma mrozu, to można
na jachcie coś zrobić. Z tą myślą ruszyłem do Górek.
Mglisto i
spokojnie po drodze. Brama na teren klubu była
zamknięta na kłódkę, czyli żaden wariat do pracy na jachcie, przede mną,
nie przyjechał.
Co ma ten plus, że mogę sobie wybrać najlepsze miejsce
do zaparkowania
samochodu. Najlepsze wg mnie. Zawsze to odrobina luksusu.
Zaczynam zazwyczaj od podłączenia przedłużacza do
skrzynki na skraju nabrzeża. Zerkam jak zwykle
do wody, która jest wyjątkowo przejrzysta. Fakt,
że tam akurat jest dość płytko, ale mimo
wszystko rzadko widać dno aż tak wyraźnie.
Rozglądam się. Cisza zupełna, woda spokojna,
widać na dnie każdy większy śmieć. Idę wzdłuż
nabrzeża - dalej super widać dno. Wchodzę na
pomost - tu już gorzej, ale dno dalej
widoczne. W miejscu postoju Czarodziejki
jest już za głęboko, ale mimo wszystko dno dalej troszkę widać.
Rzadko to się
zdarza. Fajnie tak się patrzy, ale czas coś
porobić.
Po wejściu na
jacht widać przykrą niespodziankę: pękła listwa
trzymająca plandekę nad kokpitem, plandeka się
zapadła w tym miejscu, woda kapała do kokpitu.

W
zasadzie wiedziałem, że ta listwa pęknie,
ale
były ważniejsze rzeczy do zrobienia.
Teraz nie miałem wyjścia. Na jachcie miałem
jeszcze listwę, z której szybko i zapewne
prowizorycznie, zrobiłem wzmocnienie.

Po takiej drobnej
rozgrzewce można było się zabrać za
prace zaplanowane. Okazało się, że
przezorne założenie
i skręcenie węży odpływów z kokpitu,
bardzo się zwróciło. Wąż prawoburtowy,
ten dłuższy, był
wypełniony wodą, a to oznacza, że
sporo wody z kokpitu odprowadził
poza jacht. Komora silnika była
sucha, a gdyby węże nie zostały
założone, miałbym sporo
wody w jachcie do
wybrania...
Sucha
komora oznacza
także to, że łączenia
są szczelne,
mimo tego, że
cybanty były
zaciśnięte
tylko trochę.
Ale
mimo wszystko,
ten wąż
wypełniony
wodą, dał mi
do myślenia.
Tak było z
poprzednim
wężem, a nie
podoba mi się
to. Zacząłem
myśleć,
i wymyśliłem,
że jednak
trzeba zrobić
małą
korektę. Ale
to w następnym
odcinku, jak
kupię co
trzeba.
Na
razie zdemontowałem
wszystkie
węże,
czwórnik, filtr
powietrza na
silniku
i zacząłem
czyścić
miejsca
pod
i
za silnikiem.
To pokłosie
dyskusji na
forum na temat
tego, co się
zbiera pod
silnikiem.
Pod
silnikiem, za
łapami, jest
poprzeczna
wnęka. Za nią
dno
jest wyżej, no
i jest tam
s-drive. Dostępu
od przodu
broni koło
zamachowe. Od
lewej strony
(prawej burty)
można włożyć
rękę tylko
kawałek, dalej
jest miska olejowa.
Od prawej
dostęp jest
najlepszy, pod
warunkiem, że
się zdejmie
wąż odpływu z
kokpitu i
filtr
powietrza.
Wczyściłem korytko
ile się dało.
Wyczyściłem
dno za
silnikiem ile
się dało.
Wyczyściłem
przy okazji
różne elementy
silnika (nie
jakoś bardzo
dokładnie, ale
to co było w
miarę pod ręką
i podpadło).
Okazało
się, że pianka
na bokach
komory
silnika, ta
stara, kiedyś
żółta, w wielu
miejscach
odkleiła się
od sklejek
bocznych. Nie
będę pianki
już w tym roku
wymieniał
(część na
przednich
sklejkach, ta
czarna,
jest dość
nowa),
więc piankę
trzeba choć
trochę
przykleić.
Zabrałem
się za
składanie instalacji
pompy
zęzowej.
Dopasowałem
węże już
prawie
docelowo,
wymierzyłem co
trzeba i
dociąłem. Kolanko
na ssaku ma
być nacięte,
ale to trzeba
zrobić szlifierką
kątową, a że
zaczęło zdrowo
lać, dałem
spokój. W
AKM-ie nie ma
warsztatu,
a stół
z imadłem jest
pod chmurką.
Instalację
złożę
do końca jak
dostanę
końcówkę
na wlocie pompy
(ma być za 2
tygodnie). I
proszę mnie
nie pytać,
czemu nie mam
tej końcówki -
tak bywa.

|

|
Cybanty
nie są
zaciśnięte, bo
mi kilku
zabrakło.
Skoro już
robię porządnie(?)
wszystko,
to nie wstawię
starych, w
połowie rdzewnych,
cybantów. Ale
najpierw muszę
kupić
nowe.
Instalacja odpływów
z kokpitu
zmieniła się o
tyle, że
czwórnik
został już
porządnie,
szczelnie i
docelowo
wkręcony w
zawór. Tego
nie widać, ale
trochę czasu
zeszło na
dopasowaniu
ustawienia
czwórnika w
zaworze -
odrobina
szlifowania
nypla
łączącego.
Chodzi o to,
żeby czwórnik
mocno dokręcony
ustawił się we
właściwym
położeniu. To
samo zresztą
dotyczy innych
elementów
instalacji
hydraulicznych
Przy okazji
porządków
przewody
instalacji
silnikowej
przełożyłem
tak, jak nowe
będą biegły do
bakisty -
pasuje i
będzie lepiej
niż było. Poza
tym będą
krótsze, więc
przysłowiowe kilka
gramów wagi
ubędzie z
jachtu. Ale
to zupełnie
inna historia.
Kolejną
instalacją do
zrobienia była
instalacji
poboru
wody słodkiej
ze zbiornika.
Widać nową pompę
wody
do zlewu.
Widać nowe
węże, o
właściwej
średnicy (w odróżnieniu
od starych).
Znów drobna
oszczędność na
ciężarze, oraz
większy
porządek -
przez komorę
silnika
przechodzi
tylko jeden
wąż, który
rozdziela się
tuż
przed pompą.
Oczywiście,
żeby wszystko
skręcić
docelowo,
zabrakło
cybantów.

Dalsze
prace w komorze silnika zatrzymał brak
potrzebnych części.
Ponieważ noc jeszcze nie nastała,
przeniosłem się na dziób.
Podłączenie węża poboru wody do kibelka
(który jest jednocześnie odpływem
wody z umywalki - nie ja to
wymyśliłem, tak było) zrobiłem
już poprzednio.

Mimo walki z
ciężarami dołożyłem kolanko,
żeby wąż układał się
lepiej w bakiście pod
koją. Poza tym, jest
troszkę krótszy, więc tym
bardziej warto.
Dopasowałem
węże w przedziale
kibelkowym, dodając
podłączenia do zaworu
napowietrzającego.
Wielką
niewiadomą jest, czy
zawór napowietrzający
nie jest za nisko.
Ale wyżej być nie
może, bo umywalka
nie dałaby się
wysuwać. Gdzie w
czasie silnego
przechyłu na prawą
burtę jest linia
wodna, nie mam
pojęcia. Zobaczymy
doświadczalnie
w trakcie
sezonu.
Czego
zabrakło,
żeby złożyć do
końca instalację
kibelkową?
Oczywiście
cybantów. Poza
tym jednego
kolanka, które
będzie
zamontowane na
zaworze w
odpływie
umywalki.
Jak
widać na zdjęciach, nowy wąż jest
tego samego typu jak w komorze silnika.
Mimo grubych ścianek układa się
naprawdę świetnie. Oczywiście jak
na wąż...

|

|
Te
prace odbyły
się po ciemku.
Oczywiście w
jachcie jest
dobre
oświetlenie, i
w kabinie i w
kibelku. Poza
tym wielkie usługi
oddaje
czołówka.
Zrobiłem
jeszcze listę
rzeczy do
kupienia, na
której
głównymi
pozycjami są
cybanty.
Może dostanę
jakąś zniżkę
za hurt?
Czas
do domu. Poza
plandeką cały
czas pada
deszcz, jest
kompletnie
ciemno, i
wieje naprawdę
mocny wiatr.
Nauczony
doświadczeniem
biorę ze sobą
czołówkę.
Trzeba wyjść z
jachtu,
zawiązać
wejście w
plandece,
zdjąć drabinę
i ją przypiąć,
zwinąć
przedłużacz. Z
czołówką
jest łatwiej niż
z latarką z
telefonu ;)
W samochodzie
przynajmniej
nie wieje i
nie pada. Jeszcze
trzeba zamknąć
bramę do klubu
i można jechać
do domu,
między innymi
na gorącą
herbatę.
|