Trochę się
zastanawiałem, czy opisać tę pracę. Wpływ na szybkość
jachtu raczej będzie ujemny. Nie ułatwi niczego w regatach
(czy na pewno?). Nowa podłoga to praca, którą trzeba było
kiedyś zrobić.
Z powodów głównie estetycznych. A może nie tylko?
Stara podłoga jest widoczna na wielu zdjęciach. Jest chyba
w wieku jachtu, choć tego nie mogę być pewien. Była w
miarę dopasowana do zęzy do czasu remontu mocowania
balastu.
Zmiana dna (denniki, pilers ciut przesunięty, laminowanie
boków) spowodowały, że podłoga przestała pasować w swoje
stare miejsce. Nie miałem wtedy zupełnie czasu, materiałów
i chęci, żeby się do tematu przyłożyć. Płyty podłogi
zostały w sposób maksymalnie tani i prosty dopasowane do
nowych realiów. W sposób, mówiąc wprost: akceptowalny.
Miało działać. Czyli stare sklejki zostały na szybko
docięte, dopasowane, jako podpory pod spodem przykręciłem
to, co znalazłem w odpadkach i resztkach.
W efekcie między płytami podłogi były przerwy, wycięcia na
pilers zostały przerobione (i to dwa razy, gdy doszła
podkładka pod pilers), kształt w części dziobowej został
jako-tako dopasowany. Wycięcie na czujnik logu/echosondy,
który doszedł później, było już zupełnie prowizoryczne,
chociaż pancerne.
Końcowe krawędzie skrajnych płyt zostały oparte o wklejki
(silnikową i kibelkową) co było błędem.
W efekcie podłoga pracowała, segment koło zejściówki
zaczął pękać, wycierała się farba na dennikach i na dnie a
całość trzeszczała gdy się po tym chodziło, zwłaszcza na
fali. Dało się pływać, ale...
Wyglądało to tak:
Najpierw, ponad rok temu, kupiłem w Juli maszynę, która od
dawna chodziła mi po głowie.

Okazała się niezastąpiona. Półkę przy okrągłej tarczy
można ustawiać pod różnymi kątami (używam tej możliwości),
można w nią wstawić dodatkowe, regulowane prowadnice (nie
miałem na razie potrzeby używania). Górne ramię też można
podnosić aż do pionu (nie miałem potrzeby na razie).
Bez tego robiłbym tę podłogę pewnie całą zimę.
Kupiłem też, i to dawniej, raczej pod kątem planowanego
remontu zejściówki, frezarkę górnowrzecionową.
Wyrzynarkę i ręczną piłę tarczową mam „od zawsze”.
Sklejkę na podłogę kupiłem w Gdańskich Składach Drzewnych.
Chodziło o sklejkę, hmmm, wodoodporną, w miarę przyzwoitą,
jasną i która nie podwoi wartości jachtu. Kompromis
cenowy. Czy wizualny to nie wiem. Ponieważ jacht jest
mały, to konsekwentnie staram się stosować jasne kolory,
tam gdzie mogę.
Były pomysły, żeby sklejkę zabejcować, ale już wiem, że
tego nie zrobię. Sklejka zostanie tylko polakierowana.
Po pewnym namyśle sklejkę kupiłem o grubości 12 mm, czyli
takiej samej, z jakiej była stara podłoga. Prawie takiej
samej. Oryginalna sklejka ma grubość 11,5 mm.
Myślałem nad kupnem sklejki grubości 10 mm, ale nie
chciałem potem żałować, że podłoga jest zbyt miękka. Nie
wiem, czy zrobiłem dobrze i pewnie nigdy się nie dowiem,
czy cieńsza sklejka by wystarczyła.
Kupno sklejki nie jest takie proste, bo sprzedają całe
arkusze (długości 2,5 metra). Ale docinają, jeżeli się o
to poprosi i dopłaci.
Poprosiłem o wycięcie trzech kawałków o wymiarach trzech
części starej podłogi. I to był częściowy błąd.
W każdym razie sklejkę kupiłem, zapakowałem do swojego
małego samochodu i wstawiłem do piwnicy.
Zapadła decyzja, że podłogę robię tej zimy. Po wykonaniu
prac pilniejszych (np. kosz, drabinka, przymiarka do
zbiornika WC oraz założenie plandeki!) przywiozłem sklejkę
na jacht. Co kabinę skutecznie zagraciło.
Ponieważ reszta sklejki ma być użyta do wykonania nowych
półek i mocowania zbiornika WC, trzeba było się za podłogę
zabrać. Dodatkową motywacją była chęć odzyskania miejsca w
kabinie.
Zacząłem od podniesienia pod sufit stolika kabinowego bo
bez tego praca byłaby makabrą. Stolik na pilersie podnosi
się bardzo łatwo.

Szlifierkę ustawiłem w kokpicie pod plandeką (po pracy
chowana do bakisty, co jest męczące, bo waży 18 kg).
Zrobiłem porządki w kabinie (za mało!), ile się dało
rzeczy przerzuciłem na dziób (za mało!), przywiozłem
resztę narzędzi i mogłem zaczynać.
Gdy zacząłem przymierzać wycięte kawałki sklejki, wybierać
ich strony i sprawdzać wymiary, to stwierdziłem, że stary
podział podłogi nie był najlepszy. Podłoga składała się z
trzech części, z których dwie były dość duże. W środkowej
był otwór rewizyjny, który także przykrywał zaczepy do
pasów nośnych.
Wycinanie i robienie rewizji to sporo dodatkowej pracy.
Usiadłem na koi z herbatą (kuchenka na jachcie cały czas
działa) i zamyśliłem się.
W efekcie stwierdziłem, że podział będzie inny. Część
dziobowa, między pilersem i drzwiami do kabiny dziobowej,
zostanie zgodnie z planem. Ale część od pilersu do komory
silnika postanowiłem podzielić na trzy części. Przednia
trochę większa (ale mniejsza niż stara), dwie następne
dość małe.
Jedna z małych ma zakrywać zaczepy do pasów (więc odpadło
robienie w niej rewizji) a druga ma być od ostatniego
dennika do ścianki komory silnika. Stamtąd zazwyczaj
wybieramy wodę, więc im mniejszy jest ten kawałek, tym
wygodniej. Podnoszenie starej części, wielkiej, było
jednak uciążliwe.
Tylko że zmiana decyzji spowodowała to, że musiałem dwa
ostatnie kawałki sam dociąć. Ale to później.
Na razie wybrane kawałki sklejki opisałem ołówkiem,
oznaczyłem strony, żeby się głupio potem nie pomylić.
Wybrałem kawałek dziobowy, ułożyłem resztę sklejki tak,
żeby zajmowała na koi jak najmniej miejsca i się zaczęło.
Całej pracy nie będę detalicznie opisywał, żeby nie
zanudzić.
Włączyłem sobie lampki boczne na grodzi, całe oświetlenie
na jachcie w kabinie, do tego czołówka i dodatkowa, dość
mocna latarka.
Jeden problem z podłogą wynika z tego, że ścianki boczne,
po remoncie mocowania balastu, nie są równe. Zostały fale
po laminowaniu, nigdy nie chciałem tego szpachlować i
wyrównywać. Za to teraz musiałem pracowicie dopasowywać
krzywizny, albo zostawić duże szczeliny, co odrzuciłem od
razu. W zamian zafundowałem sobie mnóstwo żmudnej pracy,
żeby powoli i dokładnie dopasować boki podłogi.
Część dziobowa jest trudna dodatkowo, bo tam denniki są
załamane i ich boki wychodzą ponad poziom podłogi.
Podobnie jak dno przy drzwiach do części dziobowej.
Rozmyślałem jak to rozwiązać i stwierdziłem, że zrobię
trochę inaczej niż było.
Rozpoznanie tematu.

Spooooro czasu później.

Jeszcze więcej czasu później. Płyta już leży na dennikach,
są wycięcia na blachę pilersu i jest wyfrezowane podcięcie
na podstawkę pilersu. Boki płyty są sfazowane tam gdzie
trzeba i dochodzą do dna zęzy (nie dotykając!)

Wiedziałem, że pierwsza i ostatnia płyta powinny na
końcach być podparte. Wymyśliłem poprzeczne, pionowe
żebra. Ale na razie zostawiłem sprawę, chcąc uzyskać
wszystkie płyty podłogi. Robota była parszywa i chciałem
mieć to z głowy.
Druga płyta była znacznie prostsza, choć miała wycięcie na
pilers i część jednego dennika. Poza tym jednak nabrałem
wprawy. Frezarka była ustawiona i wszystkie narzędzia
ułożone sensowniej niż na początku.
W obu płytach sporo czasu zajęło mierzenie i dokładne
rysowanie wszystkiego. Linii, łuków, podcięć.
Druga płyta leży na dennikach

Trzecia płyta jest już mniejsza (więc jej noszenie do
kokpitu w palcach było łatwiejsze), leży wprost na
dennikach, ale raz, że musiałem ją dociąć a dwa, zrobić
wgłębienia na ucha zaczepów pasów.
Docięcia ręczną piłą tarczową się obawiałem, ale wyszło
lepiej niż się obawiałem, choć gorzej niż bym chciał. Ale
wyrównanie na szlifierce poszło dobrze, choć trochę
trwało, bo operowałem sklejką bardzo delikatnie.
Wyszło mi w trakcie prac, że najpierw należy dopasować
sklejkę do boków i denników. Więc odkręciłem ucha do pasów
ze szpilek balastu oraz kabel uziemienia ze ścianki
bocznej. Potem przykręciłem kabel i dopasowałem wycięcie
na niego, a potem przykręciłem jedno ucho pasów,
dopasowałem wycięcie w sklejce od spodu i drugie ucho i
wycięcie. Powoli i systematycznie, bardzo ostrożnie. Choć
frezowania są od spodu i ich nie widać, to mimo
wszystko...
Ostatni, czwarty kawałek. Cięcie piłą poszło wystarczająco
dobrze. Wcześniej okazało się, że ścianka komory silnika
nie jest idealnie prostopadła do płaszczyzny symetrii
jachtu. Tylko kilka mm różnicy na końcach, ale zawsze. Tak
przynajmniej mi się wydawało, o czym pod koniec opisu.
Rozrysowałem wszystko i wyciąłem.
Tak nawiasem, jako pomoc naukowa i długi przymiar służy mi
dość długi ceownik aluminiowy. Bardzo przydatna rzecz.

Gdy w końcu ostatni arkusz sklejki ładnie położył się na
denniku (i prowizorycznej podporze z listewki na końcu) to
naprawdę się ucieszyłem. Najgorsze było zrobione, po
drodze dwa weekendy wypadły przez covid, który mnie
dopadł.
Pozostało dorobienie żeber podpierających. Tym razem
zacząłem od tyłu.

Ich dopasowanie trochę trwało, ale nie jakoś dramatycznie.
W planach były dwa żebra, bo nie chciałem, żeby podłoga
się uginała. Zrobiłem pierwsze żebro i położyłem podłogę.
Było nieźle, nawet pod moim ciężarem, ale jednak
zwalczyłem pokusę, żeby nie dorabiać drugiego żebra. Ma
być mocno i na kolejne 40 lat.
Wróciłem na przód. Trzeba było dorobić wycięcie na czujnik
logu oraz, oczywiście, żebro.
Tym razem było trudniej, bo żebro musi być dzielone,
właśnie przez czujnik. Poza tym trzeba było zrobić
wycięcie na czujnik.
Trzeba było zdjąć drugą płytę, bo przymiar ze sklejki był
za długi. Po dennikach źle się chodzi, ale skoro trzeba...
Pozostało dorobienie osłonki/kapturka na czujnik logu.
Dotąd wszystko na jachcie skręcałem. Tym razem
postanowiłem elementy skleić. Dawno tego nie robiłem,
technologia klejenia ma swoje wady. Ale skręcanie też ma
wady. Jak zwykle coś za coś. ;)
Części podłogi są bardzo dokładnie dopasowane, więc żeby
bez problemów móc podnieść każdy fragment podłogi,
dorobiłem z boków krótkie kawałki płaskiej taśmy,
przykręcane małym wkrętem od dołu. Mam nadzieję, że
rozwiązanie się sprawdzi.

Dokończyłem część dziobową podłogi (żebro i kapturek na
czujnik logu/echosondy).
Czekając aż klej wyschnie stwierdziłem, że czas zerknąć do
odpływów kokpitu i przygotować nowy odpływ do montażu.
To oznacza, że po raz pierwszy od rozpoczęcia prac przy
podłodze, wyjąłem płytę czołową obudowy silnika.
Pisząc ten opis prac miałem pokusę, żeby pominąć poniższy
akapit, ale stwierdziłem jak zawsze, że nie należy
koloryzować i oszukiwać. Tutaj nie jest jak na FB, gdzie
wszystko jest idealne i bez błędów... Wracając do
tematu...
Zrobiłem co trzeba przy odpływie i już wtedy mnie tknęło.
Ale dopiero następnego dnia sprawdziłem dokładniej.
Podczas prac płyta czołowa była przykręcona do reszty
obudowy tylko jednym wkrętem i to u góry. Dół nie był
przykręcony i z jednej strony odstawał, łącznie z listwą
dolną. Uderzenie pięścią ustawiło wszystko na właściwym
miejscu. Skręciłem płytę także na dole, włożyłem ostatni
segment podłogi na miejsce i szlag mnie trafił. Nawet nie
tyle się zezłościłem, ale podłamałem.
Pisałem wyżej o tym, że linia obudowy silnika nie jest
idealnie prostopadłe. Myliłem się. Najgorsze jest to, że
błąd jest o tyle nietypowy, że nie przyszło mi do głowy,
że obudowa silnika może być ustawiona niewłaściwie.
No i co teraz? Krawędź podłogi odstaje na lewym końcu o 3
mm. Różne myśli przeleciały mi przez głowę. Usiadłem na
koi, zrobiłem sobie śniadanie.
W efekcie zrobiłem doklejkę do krawędzi płyty
podłogi w kształcie długiego klina. Wiem, że zgodnie
ze sztuką łączenie powinno być po skosie (sfazowana
krawędź płyty i doklejki), ale dałem sobie spokój.
Doklejka jest tylko estetyczna, a ja nie mam czasu i
narzędzi, żeby zrobić skośne połączenie.
Jak nie wytrzyma, to zrobię za rok inaczej.
A na razie konstrukcja dociskania doklejki podczas
klejenia. Bez właściwych narzędzi albo stołu montażowego
trzeba sobie radzić jak się da.

Tydzień później, po wyschnięciu kleju, można było wszystko
wyszlifować i dopasować. Jest nieźle, minimalną szczelinkę
widać tylko pod drzwiczkami do komory silnika.
Padły dwa pomysły na odchudzenie podłogi. Jeden, żeby
wyfrezować, np. na 3 mm, sklejkę od spodu, między
dennikami. To dużo pracy a efekt o tyle niepewny, że nie
wiem, czy sklejka nie zacznie się uginać.
Problem polega na tym, że jak już to zrobię, to mogę
żałować. Testów na wolnym kawałku sklejki nie chce mi się
robić. Na pewno nie teraz.
Drugi pomysł to nawiercenie otworów w żebrach
podpierających. Zrobiłem to, wiertłem jakie miałem.
Całkiem sporo pracy, efekt jakiś jest, ale to bardziej
placebo. Odciążyłem podłogę i jakieś gramy i fajnie, ale
co do praktycznego sensu...
Przyszedł czas na zważenie podłogi.

Zostało jeszcze jej dokładne wyczyszczenie każdej części
przed lakierowaniem i oczywiście samo lakierowanie. Ale
teraz jest za zimno. Podłoga została ułożona na miejscu,
przykryta tekturą i możemy teraz ją testować, czekając na
ciepłe dni. Sztuczny filc, który dostałem w prezencie,
zostanie przyklejony do podłogi we właściwych miejscach
już po malowaniu
Napisałem na początku, że wymiana podłogi nie poprawi
osiągów jachtu. To dlatego, że nowa podłoga jest cięższa
od starej o 3 kg. Starą podłogę skrupulatnie zważyłem i
wyszło 10,68 kg.
Nowa waży 13,67 kg, co mnie trochę zaskoczyło. Gdybym
zastosował sklejkę grubości 10 mm, podłoga byłaby lżejsza
o 2,3 kg. Czyli i tak cięższa od starej. Co chyba wynika z
jakości sklejki. Nowa jest dość twarda i sztywna. Stara...
cóż... Przecież nie wymieniam podłogi bez powodu. Wzrost
masy jachtu zawsze boli, ale tym razem o tyle mniej, że
ciężar jest poniżej linii wodnej.
Nie raz na forach żeglarskich czytałem dość ironiczne
stwierdzenia, przy opisach różnych remontów na jachcie, że
co tam 2 kg, to duperel i przejmowanie się czymś takim
świadczy o... tutaj dowolny epitet.
Tylko, że raz 2 kg, raz 3, raz znów 2, raz 4 i po pewnym
czasie mamy już całkiem spore zwiększenie masy jachtu. W
naszym przypadku masa jachtu wzrosła od początku sezonu
2019 o 13 kg pomiarowo, a całkowicie i faktycznie o 25 kg.
Mimo tego, że coś z jachtu znikło.
Różnica między 13 kg a 25 kg wynika z tego, że nie
wszystko wchodzi w trym pomiarowy. Np. grabbag, który waży
8 kg, na czas pomiarów z jachtu wylatuje. Podobnie genaker
(4 kg).
A to jeszcze nie koniec.
Czyli nowa podłoga dociążyła jacht. W czym pomoże? Jest
jasna, więc wizualnie powiększa kabinę. Jest ładna z obu
stron, więc przyjemniej się siedzi w środku i przyjemniej
się wybiera wodę z zęzy. Łatwiej się podnosi i odkłada na
bok jej elementy, więc mniej przeszkadza przy wybieraniu
wody. To akurat istotne, gdy w nocy, na fali, przy
przechyle, okazuje się, że warto wybrać wodę, która
dostała się do kabiny np. z mokrym spinakerem.
No i nie trzeszczy i nie ugina się! Już wiem, że dobrze
się po niej chodzi.
|