Nowa podłoga, czyli czasami trzeba zrobić coś mniej potrzebnego
22.01.2023

Trochę się zastanawiałem, czy opisać tę pracę. Wpływ na szybkość jachtu raczej będzie ujemny. Nie ułatwi niczego w regatach (czy na pewno?). Nowa podłoga to praca, którą trzeba było kiedyś zrobić.
Z powodów głównie estetycznych. A może nie tylko?
Stara podłoga jest widoczna na wielu zdjęciach. Jest chyba w wieku jachtu, choć tego nie mogę być pewien. Była w miarę dopasowana do zęzy do czasu remontu mocowania balastu.
Zmiana dna (denniki, pilers ciut przesunięty, laminowanie boków) spowodowały, że podłoga przestała pasować w swoje stare miejsce. Nie miałem wtedy zupełnie czasu, materiałów i chęci, żeby się do tematu przyłożyć. Płyty podłogi zostały w sposób maksymalnie tani i prosty dopasowane do nowych realiów. W sposób, mówiąc wprost: akceptowalny. Miało działać. Czyli stare sklejki zostały na szybko docięte, dopasowane, jako podpory pod spodem przykręciłem to, co znalazłem w odpadkach i resztkach.
W efekcie między płytami podłogi były przerwy, wycięcia na pilers zostały przerobione (i to dwa razy, gdy doszła podkładka pod pilers), kształt w części dziobowej został jako-tako dopasowany. Wycięcie na czujnik logu/echosondy, który doszedł później, było już zupełnie prowizoryczne, chociaż pancerne.
Końcowe krawędzie skrajnych płyt zostały oparte o wklejki (silnikową i kibelkową) co było błędem.
W efekcie podłoga pracowała, segment koło zejściówki zaczął pękać, wycierała się farba na dennikach i na dnie a całość trzeszczała gdy się po tym chodziło, zwłaszcza na fali. Dało się pływać, ale...
Wyglądało to tak:


Najpierw, ponad rok temu, kupiłem w Juli maszynę, która od dawna chodziła mi po głowie.

Okazała się niezastąpiona. Półkę przy okrągłej tarczy można ustawiać pod różnymi kątami (używam tej możliwości), można w nią wstawić dodatkowe, regulowane prowadnice (nie miałem na razie potrzeby używania). Górne ramię też można podnosić aż do pionu (nie miałem potrzeby na razie).
Bez tego robiłbym tę podłogę pewnie całą zimę.
Kupiłem też, i to dawniej, raczej pod kątem planowanego remontu zejściówki, frezarkę górnowrzecionową.
Wyrzynarkę i ręczną piłę tarczową mam „od zawsze”.
Sklejkę na podłogę kupiłem w Gdańskich Składach Drzewnych. Chodziło o sklejkę, hmmm, wodoodporną, w miarę przyzwoitą, jasną i która nie podwoi wartości jachtu. Kompromis cenowy. Czy wizualny to nie wiem. Ponieważ jacht jest mały, to konsekwentnie staram się stosować jasne kolory, tam gdzie mogę.
Były pomysły, żeby sklejkę zabejcować, ale już wiem, że tego nie zrobię. Sklejka zostanie tylko polakierowana.
Po pewnym namyśle sklejkę kupiłem o grubości 12 mm, czyli takiej samej, z jakiej była stara podłoga. Prawie takiej samej. Oryginalna sklejka ma grubość 11,5 mm.
Myślałem nad kupnem sklejki grubości 10 mm, ale nie chciałem potem żałować, że podłoga jest zbyt miękka. Nie wiem, czy zrobiłem dobrze i pewnie nigdy się nie dowiem, czy cieńsza sklejka by wystarczyła.

Kupno sklejki nie jest takie proste, bo sprzedają całe arkusze (długości 2,5 metra). Ale docinają, jeżeli się o to poprosi i dopłaci.
Poprosiłem o wycięcie trzech kawałków o wymiarach trzech części starej podłogi. I to był częściowy błąd.
W każdym razie sklejkę kupiłem, zapakowałem do swojego małego samochodu i wstawiłem do piwnicy.
Zapadła decyzja, że podłogę robię tej zimy. Po wykonaniu prac pilniejszych (np. kosz, drabinka, przymiarka do zbiornika WC oraz założenie plandeki!) przywiozłem sklejkę na jacht. Co kabinę skutecznie zagraciło.
Ponieważ reszta sklejki ma być użyta do wykonania nowych półek i mocowania zbiornika WC, trzeba było się za podłogę zabrać. Dodatkową motywacją była chęć odzyskania miejsca w kabinie.
Zacząłem od podniesienia pod sufit stolika kabinowego bo bez tego praca byłaby makabrą. Stolik na pilersie podnosi się bardzo łatwo.

Szlifierkę ustawiłem w kokpicie pod plandeką (po pracy chowana do bakisty, co jest męczące, bo waży 18 kg). Zrobiłem porządki w kabinie (za mało!), ile się dało rzeczy przerzuciłem na dziób (za mało!), przywiozłem resztę narzędzi i mogłem zaczynać.
Gdy zacząłem przymierzać wycięte kawałki sklejki, wybierać ich strony i sprawdzać wymiary, to stwierdziłem, że stary podział podłogi nie był najlepszy. Podłoga składała się z trzech części, z których dwie były dość duże. W środkowej był otwór rewizyjny, który także przykrywał zaczepy do pasów nośnych.
Wycinanie i robienie rewizji to sporo dodatkowej pracy.
Usiadłem na koi z herbatą (kuchenka na jachcie cały czas działa) i zamyśliłem się.
W efekcie stwierdziłem, że podział będzie inny. Część dziobowa, między pilersem i drzwiami do kabiny dziobowej, zostanie zgodnie z planem. Ale część od pilersu do komory silnika postanowiłem podzielić na trzy części. Przednia trochę większa (ale mniejsza niż stara), dwie następne dość małe.
Jedna z małych ma zakrywać zaczepy do pasów (więc odpadło robienie w niej rewizji) a druga ma być od ostatniego dennika do ścianki komory silnika. Stamtąd zazwyczaj wybieramy wodę, więc im mniejszy jest ten kawałek, tym wygodniej. Podnoszenie starej części, wielkiej, było jednak uciążliwe.
Tylko że zmiana decyzji spowodowała to, że musiałem dwa ostatnie kawałki sam dociąć. Ale to później.
Na razie wybrane kawałki sklejki opisałem ołówkiem, oznaczyłem strony, żeby się głupio potem nie pomylić. Wybrałem kawałek dziobowy, ułożyłem resztę sklejki tak, żeby zajmowała na koi jak najmniej miejsca i się zaczęło.
Całej pracy nie będę detalicznie opisywał, żeby nie zanudzić.
Włączyłem sobie lampki boczne na grodzi, całe oświetlenie na jachcie w kabinie, do tego czołówka i dodatkowa, dość mocna latarka.
Jeden problem z podłogą wynika z tego, że ścianki boczne, po remoncie mocowania balastu, nie są równe. Zostały fale po laminowaniu, nigdy nie chciałem tego szpachlować i wyrównywać. Za to teraz musiałem pracowicie dopasowywać krzywizny, albo zostawić duże szczeliny, co odrzuciłem od razu. W zamian zafundowałem sobie mnóstwo żmudnej pracy, żeby powoli i dokładnie dopasować boki podłogi.
Część dziobowa jest trudna dodatkowo, bo tam denniki są załamane i ich boki wychodzą ponad poziom podłogi. Podobnie jak dno przy drzwiach do części dziobowej.
Rozmyślałem jak to rozwiązać i stwierdziłem, że zrobię trochę inaczej niż było.
Rozpoznanie tematu.

Spooooro czasu później.

Jeszcze więcej czasu później. Płyta już leży na dennikach, są wycięcia na blachę pilersu i jest wyfrezowane podcięcie na podstawkę pilersu. Boki płyty są sfazowane tam gdzie trzeba i dochodzą do dna zęzy (nie dotykając!)

Wiedziałem, że pierwsza i ostatnia płyta powinny na końcach być podparte. Wymyśliłem poprzeczne, pionowe żebra. Ale na razie zostawiłem sprawę, chcąc uzyskać wszystkie płyty podłogi. Robota była parszywa i chciałem mieć to z głowy.
Druga płyta była znacznie prostsza, choć miała wycięcie na pilers i część jednego dennika. Poza tym jednak nabrałem wprawy. Frezarka była ustawiona i wszystkie narzędzia ułożone sensowniej niż na początku.
W obu płytach sporo czasu zajęło mierzenie i dokładne rysowanie wszystkiego. Linii, łuków, podcięć.
Druga płyta leży na dennikach

Trzecia płyta jest już mniejsza (więc jej noszenie do kokpitu w palcach było łatwiejsze), leży wprost na dennikach, ale raz, że musiałem ją dociąć a dwa, zrobić wgłębienia na ucha zaczepów pasów.
Docięcia ręczną piłą tarczową się obawiałem, ale wyszło lepiej niż się obawiałem, choć gorzej niż bym chciał. Ale wyrównanie na szlifierce poszło dobrze, choć trochę trwało, bo operowałem sklejką bardzo delikatnie.
Wyszło mi w trakcie prac, że najpierw należy dopasować sklejkę do boków i denników. Więc odkręciłem ucha do pasów ze szpilek balastu oraz kabel uziemienia ze ścianki bocznej. Potem przykręciłem kabel i dopasowałem wycięcie na niego, a potem przykręciłem jedno ucho pasów, dopasowałem wycięcie w sklejce od spodu i drugie ucho i wycięcie. Powoli i systematycznie, bardzo ostrożnie. Choć frezowania są od spodu i ich nie widać, to mimo wszystko...
Ostatni, czwarty kawałek. Cięcie piłą poszło wystarczająco dobrze. Wcześniej okazało się, że ścianka komory silnika nie jest idealnie prostopadła do płaszczyzny symetrii jachtu. Tylko kilka mm różnicy na końcach, ale zawsze. Tak przynajmniej mi się wydawało, o czym pod koniec opisu.
Rozrysowałem wszystko i wyciąłem.
Tak nawiasem, jako pomoc naukowa i długi przymiar służy mi dość długi ceownik aluminiowy. Bardzo przydatna rzecz.

Gdy w końcu ostatni arkusz sklejki ładnie położył się na denniku (i prowizorycznej podporze z listewki na końcu) to naprawdę się ucieszyłem. Najgorsze było zrobione, po drodze dwa weekendy wypadły przez covid, który mnie dopadł.
Pozostało dorobienie żeber podpierających. Tym razem zacząłem od tyłu.

Ich dopasowanie trochę trwało, ale nie jakoś dramatycznie. W planach były dwa żebra, bo nie chciałem, żeby podłoga się uginała. Zrobiłem pierwsze żebro i położyłem podłogę. Było nieźle, nawet pod moim ciężarem, ale jednak zwalczyłem pokusę, żeby nie dorabiać drugiego żebra. Ma być mocno i na kolejne 40 lat.
Wróciłem na przód. Trzeba było dorobić wycięcie na czujnik logu oraz, oczywiście, żebro.
Tym razem było trudniej, bo żebro musi być dzielone, właśnie przez czujnik. Poza tym trzeba było zrobić wycięcie na czujnik.


Trzeba było zdjąć drugą płytę, bo przymiar ze sklejki był za długi. Po dennikach źle się chodzi, ale skoro trzeba... Pozostało dorobienie osłonki/kapturka na czujnik logu.
Dotąd wszystko na jachcie skręcałem. Tym razem postanowiłem elementy skleić. Dawno tego nie robiłem, technologia klejenia ma swoje wady. Ale skręcanie też ma wady. Jak zwykle coś za coś. ;)




Części podłogi są bardzo dokładnie dopasowane, więc żeby bez problemów móc podnieść każdy fragment podłogi, dorobiłem z boków krótkie kawałki płaskiej taśmy, przykręcane małym wkrętem od dołu. Mam nadzieję, że rozwiązanie się sprawdzi.

Dokończyłem część dziobową podłogi (żebro i kapturek na czujnik logu/echosondy).


Czekając aż klej wyschnie stwierdziłem, że czas zerknąć do odpływów kokpitu i przygotować nowy odpływ do montażu.
To oznacza, że po raz pierwszy od rozpoczęcia prac przy podłodze, wyjąłem płytę czołową obudowy silnika.
Pisząc ten opis prac miałem pokusę, żeby pominąć poniższy akapit, ale stwierdziłem jak zawsze, że nie należy koloryzować i oszukiwać. Tutaj nie jest jak na FB, gdzie wszystko jest idealne i bez błędów... Wracając do tematu...
Zrobiłem co trzeba przy odpływie i już wtedy mnie tknęło. Ale dopiero następnego dnia sprawdziłem dokładniej. Podczas prac płyta czołowa była przykręcona do reszty obudowy tylko jednym wkrętem i to u góry. Dół nie był przykręcony i z jednej strony odstawał, łącznie z listwą dolną. Uderzenie pięścią ustawiło wszystko na właściwym miejscu. Skręciłem płytę także na dole, włożyłem ostatni segment podłogi na miejsce i szlag mnie trafił. Nawet nie tyle się zezłościłem, ale podłamałem.
Pisałem wyżej o tym, że linia obudowy silnika nie jest idealnie prostopadłe. Myliłem się. Najgorsze jest to, że błąd jest o tyle nietypowy, że nie przyszło mi do głowy, że obudowa silnika może być ustawiona niewłaściwie.
No i co teraz? Krawędź podłogi odstaje na lewym końcu o 3 mm. Różne myśli przeleciały mi przez głowę. Usiadłem na koi, zrobiłem sobie śniadanie.
W efekcie zrobiłem doklejkę do krawędzi płyty podłogi  w kształcie długiego klina. Wiem, że zgodnie ze sztuką łączenie powinno być po skosie (sfazowana krawędź płyty i doklejki), ale dałem sobie spokój. Doklejka jest tylko estetyczna, a ja nie mam czasu i narzędzi, żeby zrobić skośne połączenie.
Jak nie wytrzyma, to zrobię za rok inaczej.
A na razie konstrukcja dociskania doklejki podczas klejenia. Bez właściwych narzędzi albo stołu montażowego trzeba sobie radzić jak się da.

Tydzień później, po wyschnięciu kleju, można było wszystko wyszlifować i dopasować. Jest nieźle, minimalną szczelinkę widać tylko pod drzwiczkami do komory silnika.

Padły dwa pomysły na odchudzenie podłogi. Jeden, żeby wyfrezować, np. na 3 mm, sklejkę od spodu, między dennikami. To dużo pracy a efekt o tyle niepewny, że nie wiem, czy sklejka nie zacznie się uginać.
Problem polega na tym, że jak już to zrobię, to mogę żałować. Testów na wolnym kawałku sklejki nie chce mi się robić. Na pewno nie teraz.
Drugi pomysł to nawiercenie otworów w żebrach podpierających. Zrobiłem to, wiertłem jakie miałem. Całkiem sporo pracy, efekt jakiś jest, ale to bardziej placebo. Odciążyłem podłogę i jakieś gramy i fajnie, ale co do praktycznego sensu...
Przyszedł czas na zważenie podłogi.

Zostało jeszcze jej dokładne wyczyszczenie każdej części przed lakierowaniem i oczywiście samo lakierowanie. Ale teraz jest za zimno. Podłoga została ułożona na miejscu, przykryta tekturą i możemy teraz ją testować, czekając na ciepłe dni. Sztuczny filc, który dostałem w prezencie, zostanie przyklejony do podłogi we właściwych miejscach już po malowaniu

Napisałem na początku, że wymiana podłogi nie poprawi osiągów jachtu. To dlatego, że nowa podłoga jest cięższa od starej o 3 kg. Starą podłogę skrupulatnie zważyłem i wyszło 10,68 kg.
Nowa waży 13,67 kg, co mnie trochę zaskoczyło. Gdybym zastosował sklejkę grubości 10 mm, podłoga byłaby lżejsza o 2,3 kg. Czyli i tak cięższa od starej. Co chyba wynika z jakości sklejki. Nowa jest dość twarda i sztywna. Stara... cóż... Przecież nie wymieniam podłogi bez powodu. Wzrost masy jachtu zawsze boli, ale tym razem o tyle mniej, że ciężar jest poniżej linii wodnej.
Nie raz na forach żeglarskich czytałem dość ironiczne stwierdzenia, przy opisach różnych remontów na jachcie, że co tam 2 kg, to duperel i przejmowanie się czymś takim świadczy o... tutaj dowolny epitet.
Tylko, że raz 2 kg, raz 3, raz znów 2, raz 4 i po pewnym czasie mamy już całkiem spore zwiększenie masy jachtu. W naszym przypadku masa jachtu wzrosła od początku sezonu 2019 o 13 kg pomiarowo, a całkowicie i faktycznie o 25 kg. Mimo tego, że coś z jachtu znikło.
Różnica między 13 kg  a 25 kg wynika z tego, że nie wszystko wchodzi w trym pomiarowy. Np. grabbag, który waży 8 kg, na czas pomiarów z jachtu wylatuje. Podobnie genaker (4 kg).
A to jeszcze nie koniec.
Czyli nowa podłoga dociążyła jacht. W czym pomoże? Jest jasna, więc wizualnie powiększa kabinę. Jest ładna z obu stron, więc przyjemniej się siedzi w środku i przyjemniej się wybiera wodę z zęzy. Łatwiej się podnosi i odkłada na bok jej elementy, więc mniej przeszkadza przy wybieraniu wody. To akurat istotne, gdy w nocy, na fali, przy przechyle, okazuje się, że warto wybrać wodę, która dostała się do kabiny np. z mokrym spinakerem.
No i nie trzeszczy i nie ugina się! Już wiem, że dobrze się po niej chodzi.